Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
bardzomocno.Gładzimnieplecachicałuje.MyślęoKlarze.Może
powinnamzabraćjązłóżeczkadonas?Każdykolejnygrzmotmoże
jąprzecieżobudzićiprzestraszyć.Nicprzyjemnegobyćwyrwaną
zesnuprzeztakidźwięk.
–Pójdędoniej–mówię.
–Dajspokój.Onanaprawdęśpi,nicsobienierobizburzy.
Wsłuchujęsięwbiciejegoserca,próbującsięuspokoić.Niewiem,
czymsięterazbardziejstresuję:burzączytymotwartymoknem.Artur
teżtwierdzi,żebyłozamknięte,aonjestdużobardziejspostrzegawczy
niżja.
Staramsięotymwięcejniemyśleć.Burzachybazaczyna
ustępować.Słyszęjużtylkomiłedlauchadudnieniedeszczuibicie
sercaswojegomężczyzny.Mójpoliczekprzylegadojegogołejklatki
piersiowej.Lawirujęmiędzyjawąasnem,uciekamdokrainy
odpoczynku.Zanimjednaktonastępuje,słyszękolejnyhuk,araczej
elektrycznyzgrzyt,azarazponim–brzdększkładobiegający
złazienki.
Podrywamgłowęiwyskakujęzłóżka.BiegnędopokojuKlarytak
szybko,jakbyktośwystrzeliłmniezprocy.Niemampojęcia,cosię
stałowłazience–wtejchwilitoniemaznaczenia.Lądujęnakolanach
przyłóżeczkucóreczki.Terazliczysiętylkoona.Jejspokojnatwarz
iprzymkniętepowieki,kilkaniesfornychwłoskówwpadających
dozewnętrznegokącikaoka.Odgarniamjedrżącądłonią.Głaszczę
Klarępotwarzyczce,próbującdojśćdosiebie.Niewiem,czytomisię
przyśniło,czyjednakwydarzyłosięnaprawdę.
Skłaniamsiękudrugiejopcji,bosłyszę,jakmójmężczyzna
przeklina.
–Cosięstało?–pytam,stającwprogupokojucórki.
Wychodzidomniezkawałkiemszkławdłoni.
–Chybajednakniedomknęłaśokna,bowciążbyłootwarte.
Podmuchpchnąłjedośrodka,skrzydłozsunęłoszklankęzszafki.