Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Jared
JeździłemjakidiotanadrugikonieccholernegoBrooklynutylko
dlatego,żemójbratpostanowiłprzenieśćswojąpieprzonąsiłownię.
Mógłbymoczywiścieznaleźćsobieinnemiejsceizpowodzeniem
wyrywaćlaskinanowymterenie,alete,któreprzychodziłydoniego,
zdecydowaniebyłynajbardziejchętne,anajmniejspocone,bowogóle
tamniećwiczyły.Pozaseksemwkiblu.Zadziwiającebyłoto,
żepomimobrakutreningówmiałyniezłeciała.
Nie,niechodziłemtamtylkopoto,żebycośzaliczyć.Uznawałem
tozadodatekcardiopotreningualborozgrzewkętużprzednim.
Zaparkowałembezczelnieprzedwejściem,pomimowielkiejtablicy,
informującejozakaziezatrzymywaniasięwtymmiejscu,wziąłem
torbęzsąsiedniegofotelainiespieszniewszedłemdośrodka.
Wewnątrzpanowałyprzyjemnychłódijeszczeprzyjemniejszacisza.
Zaparęminutsiętozmieni,ponieważzaczniesięzbieraćstałaekipa
wyciskaczypotu.
KiwnąłemWesowiiposzedłemdalej,przeczesującwłosynaczubku
głowy.
Ponowniepomyślałem,żepowinienempozbyćsięich,botylko
utrudniałymiżycieizabierałyczas.Kumpleśmialisię,żestojęprzed
lustremdłużejniżbaba,imusiałemprzyznać,żecośwtymbyło.
Podrapałemsiępobrodzieiwyjąłemairpodsyzuszu.
Usłyszałemcharakterystyczneszuranietaśmybiegowej
ipostanowiłemzajrzećwkąt,wktórymznajdowałysiębieżnie.
Najednejznajwiększychmaszynbiegłjakiśchuderlak.Naoko
piętnastolatek,któryzostałukaranyzerowąmasąmięśniową.