Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–AlegdyBlasszobaczy,żekopertyniema,będziewiedział,komuma
„podziękować”...?
–Możesobiewiedzieć!–kierowcalekceważącoskomentowałuwagępasażera.
–Niemożnagojednaklekceważyć,tonieobliczalnyczłowiek.Nieodpuścitakłatwo,
wieojakitowarchodzi.
–Damsobieznimradę,niemartwsię!
–Wtoniewątpię.Dobra,tuwysiądę–tenkawałekprzejdępiechotą,totużzarogiem.
–Pokasęprzyjdźjutrowieczorem,będęwdomu.
–O.K.,szefie,będęodziewiątej.
Pasażerwysiadłzsamochoduiruszyłprzedsiebie.
Nazwisko,któremężczyźniwymienilipodczasrozmowynależałodoaferzysty,
znanegozarównowkręgachhandlowychjakifinansowych.StefanBlassbyłjużpo
pięćdziesiątce,Szczupłyielegancki,bardzodbałoswójwyglądzewnętrzny,ichoćna
pierwszyrzutokabyłatrakcyjnymmężczyzną,tojednakjasne,zimneoczyiprzebiegłe
spojrzenieunikającewzrokurozmówcypowodowały,żeniewzbudzałanisympatii,ani
zaufania.Jakdotądocierałsięjedynieoparagrafykodeksukarnegoichoćnierazbyłjuż
bardzobliskowpadki,tojednakdziękiogromnemusprytowiiumiejętnościwykorzystywania
najmniejszychlukwprzepisachwychodziłcałozróżnychopresjiskarbowo–finansowych.
Wkilkadnipoowejnocy,kiedytoobudziłsiępóźnoizbólemgłowy,przyszedłranodo
biura,niejakzwykle–przymilnieuśmiechnięty,leczzponurątwarząizmarszczonymi
brwiami.Minąłsekretariat,zaledwieburknąwszywprzejściucośnakształtpowitania,a
wchodzącdoswegopokojutrzasnąłdrzwiami.Zazwyczajzamykałjewolno,jakbyz
namaszczeniem,toteżtenkolejnyobjawzłegohumoruzrobiłnaAnniewiększewrażenieniż
dotychczasowejegoobjawy.Mimotowzięłateczkęzdokumentamiikorespondencjąi
weszładogabinetuszefa.Byławysokąismukłąkobietą;obcisłaspódnicapodkreślała
zgrabneidługienogi,awysokieobcasypantoflisprawiały,żejejkrągłebiodrakołysałysię
miękko.Zwyklebyłotopowodem,żeodprowadzałjąwzrokiem,gdywychodziłazgabinetu.
Jednaknieokazywałzanadtoswegozainteresowaniachoćbardzomusiępodobała:niechciał
byodeszła.Azrobiłatakitodośćraptowniewswojejwcześniejszejpracy.Jejpoprzedniszef
–zresztąkumpelobecnego–mecenasOlszyńskibyłzbytnatarczywy.Skończyłosięna
podrapanymryjuiogromnymsiniakuwpewnymmiejscu…
Blassakuratposzukiwałsekretarki,ażenadodatekAnnazawszemusiępodobała,
złożyłjejpropozycję,którazostałaprzyjętatymchętniej,żezwyższymniżdotąd
wynagrodzeniem.
Kiedyweszładogabinetu,ujrzała,żesiedziałprzybiurkugłębokozamyślony.Rzucił
krótkiespojrzenienateczkę,którąpołożyłaprzednimimruknął:
–Proszęjązostawić,przejrzępóźniej.Aterazżadnychtelefonów–niemamniedla
nikogo.
Kiedyopuściłagabinetuniósłsięzfotela,podszedłdostojącejnieopodalpancernej
szafyipokrótkimposzukiwaniuwyjąłzniejzłożonąkartkępapieru.Rozłożyłjąprzedsobąi
czytałzuwagą,choćrobiłtojużnieporazpierwszy.Podpisuniebyło.Kiedyskończył,z
rozdrażnieniemodsunąłlistnabok.Odchylonywfotelu,znowuzamyśliłsięgłęboko.Po
dłuższejchwilijakbywkonsekwencjipodjętejdecyzjispojrzałnazegarek,nachyliłsięnad
biurkiemisięgnąłposłuchawkę.Wiedział,żerozmówcalubispaćdługo,albobardzodługo,
więcbyłpewien,żezastaniegowdomu.Przewidywanieokazałosięsłuszne,pochwili
usłyszałwsłuchawcezaspanyjeszczegłos.PopodaniuswegonazwiskaBlassnatychmiast
usłyszałróżnicęwgłosierozmówcy.Pokrótkiejwymianiezdańszczegółyspotkaniazostały
omówione.
Blasszatrzymałsamochódwpobliżuumówionegoprzystankuautobusowegoi
wmieszałsięwgrupęoczekującychpasażerów.Pochwilidoprzystankuzbliżyłosię
3