Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Prolog
Czekał…Jużniejakdawniej–cierpliwie,zniepokojem,leczniepokojem
pomieszanymzwyrozumiałością,napograniczutolerancji.Młoda,otylemłodsza…Jeszcze
doniedawnakajałsięsamprzedsobą,bowiedział,żeniejesttaki,jakimgokiedyśpoznałai
jakistarałsiębyć.Dlaniej.
Aterazwszystko,cobyłownimdobre,dziwnieskarlało.Wyłaziłynapowierzchnię
stare,zdasięumarłejużsprawy,odżywały,domagałysiękontynuacji.Tłumiłtowsobie,
odpychał.Alewystarczyłojakieśnagłewspomnienie,kilkazdań,zapomnianaprawietwarz,
abycałaprzeszłośćwracała.
Czekałwięc,krążącpomieszkaniu.Nieruchomiałnakażdyszelest,krokinaschodach,
naprzejeżdżającyautobus,odgłosruszającejwindy.Mijałygodziny.Jużniepatrzyłna
zegarek,jużbyłomuobojętne,czytodopieropółnoc,czyktóraśnadranem.Ulicęogarnęła
sennacisza.Nerwowymruchemsięgnąłpobutelkę,nalałpółszklanki.Którytojużraz
dzisiaj?Piłdużymiłykami,alewciążnieczułdziałaniaalkoholu,choćwolałbyupićsiędo
nieprzytomności,zwalićnatapczanioniczymniewiedzieć.Wtedymógłbysobiewmówić,
jakodtylunocy,żewszystkojestokay.Aledziśwódkaniedziałała.Wciążbyłobrzydliwie
trzeźwy,nerwymiałnapiętedoostateczności.Miotałsięodoknadookna,kopnąłkrzesło,
złośliwiestojącenadrodze,splunąłnapięknyafgańskidywan.
Wreszciezulicydobiegłotrzaśnięciedrzwiczeksamochodu,potemściszonegłosy.
Dopadłnajbliższegookna,rozchyliłfiranki.Stałatamnadole,obokniejmężczyznawjasnej
kurtceizgołągłową:rysówtwarzyniewidział,alepoznałodrazuwświetlelatarnitegęste,
wijącesiękasztanowatewłosyisylwetkęsmukłą,wysoką.Mówilicośdosiebie,śmialisię,
pocałowali.Potemonwsiadłdoszaregovolkswagena,jeszczewychyliłsięprzezopuszczoną
szybę,rzuciłkilkasłów.Kiwnęłagłową,pomachałaręką.Wózruszył.Patrzyłazanimchwilę,
zanimodwróciłasięiweszładobramy.
Usłyszałjękliwyszumwindy.Zgrzytkluczywdrzwiach.Lekkistukbucików,
ustawianychwprzedpokoju.Wiedział,żeterazwkładamiękkiepantofle,spoglądawlustro,
uśmiechasiędowspomnieńtejnocy.Wszystkichnocyspędzonychpozadomem…Weszła
doswojejsypialni,ciemnej,bozdążyłzgasićświatło.Krzyknęławystraszona,kiedy
rozbłysło,oślepiającjąnasekundę.Potemgodostrzegła.
–Gdziebyłaś?–spytał,przeciągającsłowa.
–Dlaczegonieśpisz?–odpowiedziałapytaniem.–Idźdosiebie.
–Gdziebyłaś?–powtórzył.Wyczuławjegogłosiecoś,cojązastanowiło,nakazywało
zachowaćczujność.
–Uznajomych.–Siadłaprzedtoaletką,zaczęłazdejmowaćpierścionkiiukładaćjena
różowejtaccepodlustrem.
–Jakichznajomych?
Wzruszyłaramionami.
–Moich.
–Wróciłaśtaksówką?
–Przecieżniepieszo.Noc.
–Sama?
–Nie,zkierowcą!–rzuciłarozgniewanatąniecodziennąindagacją.–Ococichodzi?
Idźspać.
–Atenkierowcatokto?
Podchodziłdoniejpowoli,chwiejącsięnanogach.Zobaczyławlustrzeżółtawe,
zmrużoneoczyiwykrzywionązłościątwarzzzaciśniętymiustami.Tengrymasigęstyzarost
sprawiał,żejegotwarzupodobniłasięterazdopsiegoalbowilczegopyska.Odczuła
2