Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ1
Zadługa…zaciemna…zakwiecista…zakrótka…
Lilkanerwowoprzesuwaławieszaki,szukającodpowiedniejsukienki,wktórej
mogłabysiębezwiększegostresupokazaćmatce,choćitakwiedziaładoskonale,żejejnie
zadowoli.CoinnegoEwelina.Mamazawszecmokałanadniązzachwytu.Nocóż,
obiektywnierzeczbiorąc,miałanadczym.MłodszazpanienOstaszewskichmiałaświetny
gust,idealnewyczuciesmakuorazfigurę,naktórejnawetnajzwyklejszeciuchywyglądały
elegancko.
ApozatymEwelinkanigdynienosiłazwykłychciuchów…
Lilkarzuciłaokiemnazegarek,jęknęłaizrezygnowanaoparłasięootwarteszeroko
drzwiszafy.Byłtopiękny,stary,brzuchatymebel–zaskakującopraktycznyprezentod
matkizokazjiślubu.Właściwieporozwodziepowinnająbyłajaknajszybciejsprzedać,bo
ilekroćsięgaładośrodka,czułaulotnyzapachmęskiejwodykolońskiejiopadałyją
niepotrzebnewspomnienia.WyrastałajejprzedoczamiwysokapostaćTomka,słyszałajego
śmiech,czułaszorstkośćjegozarostu.
Alejakośniemogłapozbyćsiętejszafy,zabardzojąlubiła–teciemne,intarsjowane
wjaśniejszekwiatydrzwi,pociemniałezestarościlustro,osadzonewśrodkowejczęści…
Urzekałojątajemniczeskrzypieniezawiasówitenmagicznymoment,kiedyotwierałosię
przedniąmroczne,obiecującewnętrze.Ajejwłasneodbiciewtaflipokrytejsiecią
cieniutkichpęknięć,mniejostreibardziejsubtelneniżwewspółczesnychlustrach,sprawiało
wrażenie,jakbyprzeniosłasiędoinnej,bajkowejrzeczywistości.
Ach,gdybyrzeczywiściemogłasięgdzieśprzenieść!
Naglenaparapeciezabrzęczałtelefon.Lilkadrgnęła,wyrwanazzamyślenia,ipodeszła
szybkodookna.Podniosładużą,plastikowąszarąsłuchawkę.Tenaparatbyłprawiejej
rówieśnikiem.Pamiętałagozdzieciństwajakojednązniewielustałychrzeczywswoim
rozchwianymżyciu.Zmieniałysięmiasta,mieszkania,matkaprzechodziławrazzrolami
kolejnemetamorfozy,astarytelefon,pożyczonyzteatralnejgarderoby,trwał.
–Znowumaszwyłączonąkomórkę!Czekamnadole.Gotowajesteś?
TobyłaEwelina,drugiiostatnistałyelement.
–Jeszczenie.Niemogęznaleźćnicodpowiedniego.Pocosiętaknagleciepłozrobiło?
–Żartujesz?Wiesz,którajest?!ZapółgodzinymusimybyćnaCentralnym!Wrzucaj
nasiebiecokolwiekijedziemy.
–Ale…–zaczęłaniepewnieLilka.
–Cholera,ztobąjakzdzieckiem!Idęnagórę.
Lilkarzuciłasięzpowrotemwstronęszafyiwyciągnęłazniejnachybiłtrafiłbiałe,
płóciennespodnieibluzkęwkolorowegroszkizkrótkimi,bufiastymirękawami.Ciekawe,
dlaczegoniepomyślałaotymwcześniej.
Coprawdamatkanapewnojejwytknie,żeniepowinnanosićjasnychspodni,bojest
zagruba,alecotam…właściwiewszystkojedno,conasiebiewłoży,matkaitakbędzie
dogadywać.
Spojrzaławlustro–nawetnieźle.
Wysokaszatynkaodużych,piwnychoczach,niecomożezbytpostawna,alewłaściwie
zgrabna.Tylkotentyłek,nofaktycznie,mógłbybyćtrochęmniejszy…
Zdecydowanymruchemściągnęłazwłosówgumkę,którąbyłyzebranewkucyk.
Rozsypałysiępuszyste,półdługie,otaczającciemną,błyszczącąramąjejbladątwarz.Lilka
uśmiechnęłasiędosiebiezzadowoleniem.
Wtymmomencietrzasnęłydrzwiwejścioweizbliżającysięodgłosenergicznych
krokówoznajmiłnadejściesiostry.
4