Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–zacząłem,aleciociaLoumiprzerwała.
–Niejesteśspóźniony.Toinniprzybylitrochę
zawcześnie.Chybaniemogąsiędoczekać,
ażspotkaniesięzacznie.Jejciu,ależtagrupkasię
rozrosła,co?Samajużterazniewiem,ilejedzenia
przygotowywać.
Widziałempojejuśmiechu,żejestzadowolona
zfaktuposiadaniatakiegoproblemu.
Razemprzemierzyliśmykrótkąodległośćdzielącą
plebanięodkościoła.Naplacugromadziłosięcoraz
więcejmłodychludzi,przekrzykującychsię
wradosnychpowitaniach.
Siedziałemnafrontowychschodach,rozmawiając
zkolegami,kiedynaglezzazakrętuwyłoniłsięduży
wóz.Napoczątkupomyślałem,żetopewniektośnowy,
alepotemrozpoznałemsylwetkęWilliego.Willienigdy
niepowoził–zawszejeździłkonno,taksamojakja.Tym
razemjednaktonaprawdębyłon.Itoniesam.
Przezmomentwszyscygapiliśmysięwmilczeniu,
obserwującjakWilliezsiadazwozu,przywiązujekonia,
anastępniewyciągadłoń,bypomóczejśćnaziemię
towarzyszącejmudziewczynie.Ubranabyławdługą,
różowąsukienkę,włosyupięłanaczubkugłowy,
zostawiającgdzieniegdziekilkakręconychkosmyków.
Skądśjąznałem,aleniemogłemsobieprzypomnieć,
skąd.Williezaparkowałwózdośćdalekoodnas.
Staliśmywmiejscu,wypatrującoczy,żebydojrzeć,
zkimprzyjechał.
–Orety!–pisnąłTomNewton.–ToMaryTurley!