Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
koledze,aDawidJulkiniewróciłjeszczezpracy.Był
gliniarzeminigdyniebyłowiadomo,czycośgonie
zatrzyma.
–Samasiętarzajnaplażywzamrożonych
śmieciachmorskichipsichgówienkach.–Wciągnęłam
noginanarożnik,bozrobiłomisięzimno.–Ale
nabiegówkachbymsobiepojeździła.
Przezkilkalatdosyćregularniebiegałyśmy
nanartachpookolicznychlasach.Potem
zniechęciłyśmysię,bojakbyłśnieg,toniemiałyśmy
czasu,ajakmiałyśmyczas,tośnieguniebyło.Może
wtymrokubędzieinaczej?
–Jateż–przyznałabezwahaniaJulia.–Jutro?
Jejentuzjazmbyłpodejrzany.Czyżbysierżant
Podgórskimiałzajętąniedzielę?Zastosowałam
dyplomację.
–ADawidmanarty?
–Niema–stwierdziłazzaskakującąsatysfakcją
Julka.
–Dojutraniekupi.
–Ibardzodobrze.Zobaczy,jaktojest,gdysię
siedziwdomuiczeka.
Aha,wszystkojasne.NajwyraźniejPodgórski
ostatnioprawieniewychodziłzkomendyiJuliaczuła
sięzaniedbana.
–Przecieżwiedziałaś,żetogliniarz.Nie
spodziewałaśsięchyba,żeprzestępczośćspadnie
dozera,gdyzamieszkacierazem.
–Nonie,alemamgozamało.