Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dotematu.
–Podobnomabyćśniegnaferie.
–Zimajest,tonicnadzwyczajnego.Gdybybyłśnieg
wczasiewakacji,tocoinnego.Chociaż,czyjawiem…
Nienadążamjużzatąpogodą.
Mojestwierdzeniemiałoswojeuzasadnienie.
Pośnieguniezostałonawetwspomnienieiszłyśmy
wporozpinanychkurtkach.Wpołowiegrudnia.
–Możebyśmypojechałygdzieśnatenarty?
–Naferie?–spytałamgłupio.
–Anaco?
–Możemy.Alegdzietujestdrugiedno?
–Amusibyć?
–Dwalatatemuoświadczyłaś,żewięcejnie
będzieszsięnarażałanadługotrwałewyziębienie
ispalisznarty.Niewiemgdzie,bonakaloryferze
byłobycitrudno.
–Teżniewiem.–Juliawzruszyłaramionami,
cospowodowałozgubienieszalika.Podniosłago,
otrzepałaikontynuowała:–Niemusimyrobićdługich
wypadówwsiarczystymmrozie,alepobytnaświeżym
powietrzudobrzenamzrobipotymużeraniusię
zmałolatami.GdańsknieKraków,oddychaćsięda,ale
fajniebybyłowyjechać.Iprzyokazjimożecoś
zobaczyć.
–Niewiem,czyDawidiRafałdostanąurlopy
–zauważyłam.
–Notopojedziemybeznich,przecieżnieraztakjuż
robiłyśmy.