Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
gotamwiezresztą.Nakomunęstraszniecięty.Wszyscy,którzy
doczegośwżyciudoszli,tokomuniści,żydzialbozłodzieje.
Anajlepiejwszystkonaraz.AMateuszjestprzecieżradnymwgminie
idośćważnąfigurą.Wlokalnymtegosłowaznaczeniuoczywiście.
PoradeckizwróciłsiędoSobotki:
–Wspominałeścoś,żetoniepierwszezniknięciestarego?
–Natowygląda.Trzebabyzcórkąporozmawiać.Toona
dzwoniła,jużmówiłem.Nigdywcześniejtegoniezgłaszali,bozwykle
samwracałpojednym,góradwóchdniach.
–Toczemuzadzwoniłateraz?
–Abojawiem?Możechcądziadkapolicjąnastraszyć?
Poradeckinieodpowiedział.Zezdziwieniemzdałsobiesprawę,
żewpewnymsensiecieszygoperspektywawycieczkidoCmentarnej
Góry.Itoakuratteraz,przedświętami.Odwiedzigróbojca,złoży
życzeniaRobertowiijegodługowiecznejbabce.Sentymentalnapodróż
wczasydzieciństwa.Awszystkopodpozoremwypełniania
obowiązkówsłużbowych.
Dopiłresztękawyipostawiłfiliżankęnastole.
–Jadę.Czysiostramieszkazbratemradnym?
Sobotkaznówzerknąłwswojenotatki.
–Nie.Tamjestinnyadres.Cmentarnaczterdzieścisześć„a”.Już
mówiłem.ManaimięMariola.MariolaKacprzyk.Pomężu.
–Cholera,niemampojęcia,gdzietojest…Możespytam
podrodze.Bratwie,żedzwoniła?
Sobotkawzruszyłramionami.
–Niepytałemoto.Niesądziłem,żetoważne.
–Niewiem,czyważne.Taktylkopytam.–Poradeckizapiął
płaszczipostawiłkołnierz.Dopierowtedyzorientowałsię,żenie
wziąłczapkizmieszkanianagórze.–Narazie,panowie.
Wyszedł.Śniegpadałcorazmocniej.Byłbezwietrzny,