Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
2
Z
starej,zapadniętejchałupy,która,ukrytamiędzydrzewami,ledwie
atrzymałsięwszczerympolu.Wokółniebyłonic,jeślinieliczyć
widocznazokiensamochodu,straszyłaponurymkształtemzazasłoną
padającegośniegu.Przeżartardzą,przygiętadoziemistalowarura
przystankuautobusowegoitozapuszczonedomostwowitałyprzybysza
wCmentarnejGórze.Autobusdocieratutrzyrazynadzień.Astądjuż
tylkopółgodzinydrogipiechotą,byznaleźćsięwzapomnianymprzez
Bogazakątku,pośródwszechobecnegolasu.
Wysiadłzsamochodu,byzaczekaćnafurmankę,którąminął
kilkanaściesekundwcześniej.Wózwlókłsiępodgóręwzdłuż
pobocza,aleniwyrytmpodkówrozbrzmiewałmonotonniewciszy
przedświątecznegoporanka.Woźnicasiedziałnaprzełożonym
wpoprzeksamochodowymfotelu,mamrocząccośpodnosem.Ubrany
wkurtkęnawacieikolorowąwełnianączapkęzwyleniałym
pomponemwyglądałjakmenel,brakowałomutylkozwisającego
zkącikawargpapierosa.Byłlekkozawiany,lejcetrzymałluźno,
najwyraźniejkońsamdobrzewiedział,dokądiść.Poradeckipodszedł
imimowolniezerknąłnawóz.Chłopwiózłchoinki,prawdopodobnie
świeżościętewpobliskiejszkółceleśnej.Wśródchoinekleżałjeszcze
jedenmężczyzna.Chybaspał,przywalonygrubąwojskowąderką
nieokreślonegokoloru.
Pijanyjakbela,łachudrarzuciłwoźnica,widzącspojrzenie
inspektora.Mietek.Kolega,alełachudra.Zgarnąłemgopodrodze,
bojeszczechłopzamarzniegdzieśwrowie.Przewrócisięitakjuż
zostanie.Samochódnawalił?Ruchemgłowywskazałnaforda.