Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wywietrzeje.
Wypili.Krewzaczęłakrążyć,swędzeniewdłoniachustało.Kac
zdychałśmierciąnaturalną.
Robertrozłożyłsięwfotelunaprzeciwko,zarzuciłnogęnanogę,
poprawiłokulary,sięgnąłpopapierosależącegonabiurkuizapalił.
Dwadługiepociągnięciaidwagęstekłębydymu.
–Aterazgadaj.Cociętusprowadza?
–Nic–powiedziałPoradecki,awidzącrozbawionąminęRoberta,
dodał:–Naprawdę.Wkońcuprzezparęlatomijałemtętwojąruderę.
Postanowiłemzajrzeć,zobaczyć,cosięzmieniło.–Omiótłwzrokiem
stosypudełisprzęt.–Sporo,jakwidać.
–Nicsięniezmieniło–warknąłRobert.–Zabawkitylko.Dalej
żyjemyzbabkątymsamymgównianymżyciem,ukiszeniwtej
chałupiejakwbeczce.Tunicsięnigdyniedziałoinicsięjużnie
zdarzy.Latemsójkaprzyfrunienapodwórkoodwielkiegodzwonu,
zimąjakiśzającpodejdziepodpłot.Ityle.Odwiedzamysię
zsąsiadami,wspominamywciążtesamestarehece,odgrzebujemy
tychsamychdawnozmurszałychprzodków,zamiastdaćimwspokoju
sczeznąćwpamięci.Tuprzeszłośćjestciągleżywa,Niki.
Poradeckiwstałipodszedłdookna.Byłotakniskie,żemusiał
zgiąćsięwpół,abywyjrzećnazewnątrz.Śniegwciążsypałbezgłośnie,
przykrywającpodwórkobiałymcałunem.Bezkresnatundra,
niedotkniętaludzkąstopą.Przeszłośćwiecznieżywa.
–Wciążoniejmyślisz?
Poczuł,żeRobertstoizanimipewnieteżpatrzywokno.
Zaczynałozmierzchać.
–Nieustannie.Nigdynieprzestałem.Takanatura.
–Nietwojawina,żedotegodoszło.Tobyłyjejsprawy.
–Jejsprawy?–WgłosieRobertausłyszałrozdrażnienie.
–Todlaczegomnietomęczyodtylulat?Zpowodujakichśtamspraw