Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział4
Nieznosiłamporannegowstawania.Kiedybudzik
dzwoniłosiódmej,miałamochotęwyrzucićgoprzez
okno.Aimbliżejkońcaroku,tymbyłogorzej.Albo
przyrastałamdomateraca,albowczerwcugrawitacja
rosłapodmoimłóżkiemidlategotaktrudnobyłosię
odniegoodkleić.
Kiedywkońcuudałomisięwygrzebaćzdomowych
pieleszy,nazegarkuwskazówkipokazywały„krytyczną”
godzinę.Wmojejgłowiewyłalarm,wszystkielampki
paliłysięnaczerwono,więcdrogędoszkołypokonałam
truchtem.Wpadłamdobudynkuwostatniejchwili,
dosłowniepółminutyprzeddzwonkiem.Zadyszana
iczerwonanagębie,popędziłamnalekcje.Naszczęście
podkoniecrokuszkolnegonastępowałorozluźnienie
szkolnychobyczajów.Wławkach,zaniepisanązgodą
rodzicówinauczycieli,siedzielinajwytrwalsi.Jednak
iciniemieliochotynazdobywaniewiedzy.Próbowałosię
więcwcisnąćuczniomjeszczejakieświadomości,alejuż
wmniejpoważnejformieniżdotychczas;przecieżoceny
byływystawione,zachwilęradazatwierdzającawyniki
klasyfikacji,więczpunktuwidzeniauczniajużbyło
ponauce.
Podczasnajdłuższejprzerwyposzłamdokadrowej,aby
wręczyćjejmojeskierowanienaurlop.Przystawiła
odpowiedniepieczątki.Kazałajeszczeprzyjśćnadrugi
dzieńiwsumiesprawamiałabyćzałatwionaodręki.Nie
robionomiwzwiązkuzurlopemżadnychproblemów.Już
zaczynałampodejrzewać,żeszkołacieszysię,
żeodpocznieodemnie.Jednakniktniemanifestował
radości,poklepywanomnieporamieniu,życzonomiłego
odpoczynku.Niektórzydeklarowali,żewnastępnych
latachteżbiorąurlopy,boileżmożnazdzieraćgardło
inarażaćnaszwankswojącierpliwość.