Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział3
Telefonzadzwoniłzarazpotym,jakdługopis
zczerwonymwkłademodłożyłamdopiórnikakupionego
podczaszeszłorocznychwakacjiwZakopanem.Dzwoniła
mama.
–Córciu,jestproblem–powiedziałazarazpokrótkim
powitaniu.
–Cosięstało?–Czasamimiałamwrażenie,
żemyzmamąjesteśmywrodzinieodzadań
specjalnych,więcjużpobrzmieniujejgłosu
wywnioskowałam,żetrzebakomuśpomóclubzrobićcoś
wyjątkowego.Iniemyliłamsię.
–PamiętaszciocięZosię?–spytała.–Siostrębabci?
–dodałaodrazu,żebymniemusiaławysilaćswojego
itakjużnadwątlonegoumysłu.
–Kojarzę–odparłam,bowidziałamjąkilkarazy
wżyciu,wdodatku,kiedybyłamdzieckiem.–Dostałam
odniejkiedyśtakądużąkołyskę.
–Właśnie–potwierdziłamama.–Jestbardzochora.Nie
miaładzieci,więcterazniemaktosięniąopiekować.
Wyobraźsobie,żebabciawymyśliła,żedoniej
pojedzie…
–Ipojechała?
–Pojechałaiwlazłanadach,bochciałaprzymocować
jakąśdachówkę.Wyobrażaszsobiebabcięnadachu?
Przecieżonaledwoczłapie,aponiosłojąnadrabinę,
bonaszczęścienadachniezdążyławleźćispadła.
–Jaktonaszczęście?!Przecieżspadła.
–Notak,alezdrabiny,zdrugiegoszczebelka,
zwichnęłatylkonogę.Sąsiadodwiózłjądodomu.
Podobnojużzniąokej.WujekJureksięniąopiekuje.
–Acozciocią?–spytałam.
–Niewiem–powiedziałazmartwiona.–Wiesz,jajako
dzieckospędziłamuniejwieleczasu,więcchybawezmę
urlopipojadędoniejnadwatygodnie.Trochęjej
pomogę,alepotemniewiem,corobić.
–Możejakaśopiekunka?
–Wiesz,ciociajestbardzospecyficznąosobą,chybanie