Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
znie​sieni​ko​goob​ce​go.
Topo​jedźisięzo​rien​tuj.Możebę​dziedo​brze.
Jeszczechwilępopaplałyśmydosłuchawki.Mama
napoważniechciałapomóccioci.Rozumiałamto.Ciocia
mieszkałanaPomorzu,nawetniepamiętałamnazwy
miejscowości,alewydawałomisię,żemusiałotobyć
gdzieśkołoGdańska.Wzasadziechybanigdyuniejnie
byłam.Możerazczydwa,alejakobardzomałedziecko.
Spotkałamkilkarazywdomubabci,chybateż
najakimśpogrzebieczyślubie.Niepamiętałam.
Podobnobyłatobardzospecyficznaosoba,trochę
ekscentryczna.Nigdyniewyszłazamążaniniemiała
dzieci.Uważała,żemężczyźniźlidoszpikukościinie
należyimufać.Przynajmniejtakoniejopowiadano
wrodzinie.Obrosłacałkiemniezłąlegendą.Pojawiałasię
odczasudoczasuwrodzinnychdyskusjachniczym
potwórzLochNess.Wszyscyoniejmówili,aleniewiele
osóbodwiedzało,więctrudnobyłoobiektywnie
stwierdzić,jakąbyłaosobą.Pamiętam,żekiedyś
tłumaczyłamijakomałejdziewczynce,żenajlepiej
byłobywzakonie.Nawetprzezjakiśczas,kiedypytano
mnie,kimbędę,odpowiadałam,żezakonnicą,choćnie
bardzorozumiałam,cotoznaczy.Alebrzmiałofajnie.
Dopieropotemzrozumiałam,żemężczyźninietacyźli,
przynajmniejniektórzy,inapewnoniechciałam
za​my​kaćsięprzednimiwmu​rachja​kie​gośza​ko​nu.