Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
nacieszyćdziećmi,niktwamniebędziezawadzałwobejściu.
Witoldpokiwałgłową,patrzącjejprostowoczy.
Nietymsięmartwię.Wczorajwieczoremsłuchałemradia.
Niespokojniesięrobi.Ladadzieńmogąogłosićpowszechną
mobilizację.Wojna,Marysiu,stoiunaszychdrzwi.Wmarcu
niemieckieczołgiwjechałydoPragi,terazczasnanasiobawiamsię,
żejakdotegoprzyjdzie,niepójdzietotakgładkojakwCzechach.
Tylkonieto,dajżespokój!Małotojużsięwszyscywycierpieli
wostatniejwojnie?powiedziaławzburzonaMaria.Ktobymiał
wgłowietakmałorozumu,bywywoływaćnową?Nauczylisięjuż,
żezbytwielkatocena,tylecierpieniabyło.Ot,pokłócąsię,
poobrażają,popyskująnasiebiewradiuiprzestaną.Lepiejzobacz,jak
namsięzłotemwtymrokuwysypałozboże.
Witold,niechcącmartwićMarii,pokiwałtylkogłową.
Wtymmomencie,jeszczemrużącoczyponocy,wbiegłdokuchni
Andrzejekiwskoczyłzrozbiegunakolanataty.
Niezawcześniewstałem,co?spytał,szerokoziewając.
WsamrazodparłPilecki,całujączczułościąsynawczoło.
Prawdziwymężczyznapowinienwstawaćoświcie,bymieć
nawszystkooko.Awłóżkuokomaszprzymknięte.
GdywstałaZosia,zjedlirazemśniadanie,apotemWitold
zdziećmiodwieźlibryczkąMariędoszkoływKrupach,gdzie
pracowałajakonauczycielka.Lubilitewspólneletnieprzejażdżki
wśródpóldojrzewającegozboża,wtedyWitolduczyłsynapowozić.
Jegomarzeniembyło,byAndrzejekodziedziczyłponimmiłość
dokoni.
Słońcestałojużwysoko,gdyPilecki,wracajączdziećmizKrup,
skręciłnaglewdróżkęprowadzącąpodmiejscowykościół.