Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ŹreniceJackazwróciłysiękunaczelnikowi,powolisię
rozszerzając.Jegowargiznówpoczęłysięrozchylaćijużwydawało
misię,żezarazzobaczęnajegotwarzytamtenprzeraźliwy,dziki
wyraz–leczprzeliczyłemsię.Wchwilikolejnegonapaduwściekłości
nieszczęśnikpokazał,żejeżelitylkozechce,przyodpowiednim
wysiłkuwolipotrafinadsobązapanować.Biorącwręceprzykuwający
godościanyłańcuch,ścisnąłgoztakąspazmatycznąenergią,żeomal
niewyszłymunawierzchprzezskórękościpalców.Jegogłowa
opadłanapierś,wychudłeciałozatrzęsłosięodstópdogłów.
Wszystkotrwałoledwiekrótkimoment.Kiedyznówpodniósłwzrok
naciotkę,jegoapatyczne,brązoweoczyzamglonebyłyłzami.Ciotka
natychmiastwyrwałasięprzytrzymującemujązaramięnaczelnikowi
izanimktokolwiekznaszdążyłzareagować,jużstałanadSłomianym
Jackiemitkliwiekładłanajegogłowiejednązeswoichzgrabnych,
białychdłoni.
–Jakąmaszrozpalonągłowę,biednyJacku!–rzekłabezpośrednio.
–Czychłódmojejdłoniprzynosiulgę?
Jack,nadalkurczowościskającwrękachswójłańcuch,
odpowiedziałniczymnieśmiałedziecko:
–Przynosi,waszmośćpani.Dziękuję.
Ciotkapodniosłazpodłogimałysłomkowykapelusz,nadktórym
pracował,kiedyweszliśmydoceli.
–Pięknarobota,Jacku–odezwałasięznowu.–Opowiedzmi,jak
tosięstało,żezacząłeśwyplataćtecudeńkazesłomy.
SłomianyJackspojrzałnaniąwnagłymprzypływiepewności
siebie.Jejzainteresowaniekapeluszempochlebiłomu.
–Swegoczasumojeręcebyłynajbardziejszalonączęściąmojej
osoby.Zwracałysięprzeciwkomnie,rwącwłosyzgłowyiszarpiąc
ciało.Anioł,któregozobaczyłemweśnie,podpowiedziałmi,jaknad
nimizapanować.Rzekłdomnie:„Pozwólimpleśćsłomę”.Więccały