Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żeszefzarzucimizainteresowanieopowieścią
przyjacielaSherlockaHolmesa,odwróciłemwzrok
iudałem,żewpatrujęsięwogieńnakominku.
–Możezrobięherbatę–zaproponowałem.–Czy
mamydzisiajjakieśspotkania?
Kiwnąłgłową,zamknąłoczyimachnąwszy
lekceważącoręką,mruknął:
–Tak,wpołudniemasięzjawićjakaśkobieta.
–Todoskonale,sir.
–Podajmi,proszę,laudanum[1],Barnett.–Mocno
potarłskronie.–Aleszybko!
Wziąłemzpółkidzbanekiskropiłemmugłowę.
Odprawiłmnieruchemdłoni,jęczącikrzywiącsię,
jakbymprzecinałmuwrzód.
–Jestemchory–narzekał.–Powiedzjej,żejestem
niedysponowany.Niechprzyjdziejutro.
–Ależsir!–zaprotestowałem,zbierajączestołupuste
talerzeiporozrzucanegazety.–Odpięciutygodninie
mieliśmyżadnejsprawy.Muszęzapłacićczynsz
zamieszkanie.Jeśliwnajbliższymczasieniezarobię
jakichśpieniędzy,tobędęmusiałzatrudnićsię
uSidneyanadorożkach.Asampanwie,jakbardzonie
lubiękoni.
–Jesteśsłaby,Barnett–jęknął,zapadającsięgłębiej
wfotelu.
–Posprzątamtutrochęiprzyjmiemyjąwpołudnie,
sir.
Nieodpowiedział.
Punktualnieodwunastejrozległosiępukanie
dodrzwi.
–Jakaśpanidopanów–oznajmiłjakzwykle