Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
4
Chodzenienacmentarzstałosięjejnawykiem.Nawyk
szybkoprzeistoczyłsięwrytuał.Cierpieniamężanie
mogłajużukoić,nazawszeukoiłajeśmierć,alesama
znalazłaulgę.Wkrótceulgastałasięnatręctwem.
Poprostumusiałatamiść.Obmyćgrób,poprawićkwiaty.
Zniczyniezapalała,bowprawiaływprzygnębienie.
Pokilkutygodniachodpogrzebunacmentarzuczułasię
lepiejniżwdomu.Wmawiałasobie,żejestmartwa
wśrodku,ajejciałofunkcjonujenaprzekórlogice.
Opracowaładoskonałąsystematykędnia.Wstawała
opiątej,oszóstejtrzydzieścidocierałanamiejsce,
zmawiałakrótkąmodlitwęijechaładopracy.
Oszesnastejuprzątałabiurko,przejeżdżaładwa
przystankinaLipową,kupowaławśmierdzącejbudce
jeszczebardziejśmierdzącegoburgerai,zajadającsię
nim,wkraczałanacmentarz.Zazwyczajkończyła
przeżuwaćnaalejceprzeddocelowymkwartałem.Jeżeli
niezdążyła,zatrzymywałasięiostatnikęsbrałaprzy
śmietnikuzgórązdechłychwieńców.Anikrokudalej.
Fluopomarańczowypapierekpofastfoodziekontrastował
zezgniłązieleniąkwiatów,szarościąwstążekibladością
różyczek.
Popołudniowamodlitwabyładłuższa.Poczęści
oficjalnejprowadziłarozmowęzeStwórcą.Byłtoraczej
monolog,boodpowiedziudzielałazaNiego.Następnie
zbaczałanacałkiemprywatnetoryizdawałazmarłemu
relacjęzdniawpracy.Iluklientówbankuobsłużyła,jak
rozlałakawę,oczymplotkowała.Toostatniebyło
najgorsze.Gdybyjejmążcodzienniesłyszałonowym