Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Colepotknąłsiękilkarazy,alezdołałdotrzymać
mikroku.
Dotarliśmydoniskiegoceglanegomurku,
wzniesionegobardziejdlaozdobyniżochrony,
iprzykucnęłam.Niktniemajaczyłwmroku;
pokonaliśmyprzeszkodęzodrobinąwysiłku
iznaleźliśmysięnatyłachkościoła.Podczasgdy
jawykorzystałamumiejętnośćnabytąodSzrona
isforsowałamzamekprzydrzwiach,Coleopierałsię
ościanę.Oddychałzjeszczewiększymtrudem.Miałam
znowuposłużyćsięogniem?
Niebyłonatoczasu.Zawiasypisnęły,kiedypchnęłam
drzwiramieniem.Światłabyłyzgaszone,smolistaczerń
powitałanaszotwartymiramionami.Użyłamaplikacji
„latarka”wkomórcemiałaaplikacjenawszystko
byrozproszyćcienie.Okazałosię,żeprzebywamy
wkuchni.Małej,aleczystej.Byliśmysami.Przednami
widniałkorytarz,któryrozchodziłsięwtrzechróżnych
kierunkach.
Tędy.Coleprzejąłprowadzenie,powłóczącnogami
ipodążajączkażdymkrokiemcorazwolniej.
Starałamsięoświetlaćdrogę,kiedymijaliśmykolejne
drzwi,bywkońcuznaleźćsięwprezbiterium.
Wymamrotałammodlitwęwintencjisiłyispokoju.Czy
byłatubabcia?Moiprzyjaciele?Albopakowaliśmysię
wkłopoty.
Wprawo.Przeszliśmyprzezpokójzesprzętem
nagłaśniającym,magazynekpełenkomżydlaczłonków
chórukościelnegoiwreszciedotarliśmydogabinetu
pastora.Cole,którychwiałsięnanogach,zapaliłgórne
światło,ajaschowałamkomórkędokieszeni.