Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dokościoła,atatanienawidziłcmentarzyiumarłwpobliżu
jednegoznichwłaśnietego,dlamakabrycznejścisłościaoni
zamierzaligotupochować?Wydawałosiętokoszmarnie
niewłaściweiwkurzałomniejakdiabli.
Powinnosięgoskremować.Aleconadobrąsprawę
wiedziałam?Byłamtylkocórką,którapomogłagozabić.
Teraz,wblaskudniachoćtrudnooczymśtakimmówić
przyglądałamsięmiejscu,którezniszczyłojegożycie.Niebo
pociemniało,awpowietrzuwisiałamżawka,jakbyświat
opłakiwałto,coutracił.Choćniemiałamnicprzeciwkotemu,
taciebysiętoniepodobało.Kochałsłońce.
Tenpagórkowatykawałekziemibyłzadrzewiony;obok
niektórychnagrobkówrosłynielicznekrzewy.Noibyłykwiaty
owszelkichbarwach,jakokiemsięgnąć.
Wiedziałam,żepewnegodniawpobliżumogiłmoichbliskich
teżwyrosnąkrzewyikwiaty,aleterazbyłytylkotrzyduże,puste
doły,czekającenazamkniętetrumny.
Iznówzaczęłamwysłuchiwaćtychwszystkichizbytlicznych
„przykromi”i„wszystkobędziedobrze”.Pieprzyćto.
Zamknęłamsięwsobie,ignorującsłowa,którepadaływczasie
ceremonii,ipoprostusięrozglądałam.
Otaczającymnieludziepłakaliwchusteczki.Bylitampaństwo
Flanagan,moidawnisąsiedzi,iichsynCary.Byłmiłym
chłopcem,trochęstarszymodemnie.Niepamiętam,ilerazy
myślałamotym,żegdybymbyłanormalnądziewczyną
znormalnymżyciem,siedziałabymprzyoknieipatrzyłanajego
dom,wyobrażającsobie,żeprzychodzidomnieizaprasza
narandkę.Ilerazywyobrażałamsobie,żeidziemynakolację,
apotemodprowadzamniepoddrzwiicałuje.Mójpierwszy
pocałunek.Wyobrażałamsobie,jakmówi,żemnielubiiżenie
obchodzigo,jakzwariowanajestmojarodzina.
Nigdytaksięniestało.
Terazposłałmismutnyuśmiech,ajaodwróciłamwzrok.
Kiedypastorskończyłswoje,amoidziadkowiewygłosili
stosownemowy,wszyscyzebralisięwmałychgrupkach;
rozmawialiidzielilisięopowieściami.Zbytwieluskupiłosię
wokółmojejosoby,poklepywalimnieporamionach
iobejmowali.Niepotrafiłamtegodocenićanizrewanżować
imsiętakimsamymgestem.Niemiałamsiłyudawać,takaby
nikogonieurazić.
Chciałamleżećwswoimłóżku,zakopanapodkołdrą,próbując