Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dawałyprzyjemneświatło.
Powłóczącnogami,wróciładokuchni.Kuramusiała
poczekać.Odstawiłamiskępodokno,aprzystołku
ustawiławiadrozziemniakami.Zawszetakobierała,
nasiedząco.Kazimierzczasamisięśmiał,żeobierki
zamiastdośmiecispadająjejdospódnicy,alenie
przejmowałasiętym.Ważne,żetakbyłowygodnie.
Garnekzwodąpostawiłanastoleisięgnęładoszuflady
ponóż.Niezdążyłajednakgowyjąć,ponieważzsieni
dobiegłjąodgłosotwieranychdrzwiiczyichściężkich
kroków.Gośćnajwyraźniejotrzepywałbutyześniegu.
Janinazastygła.Kogóżlichoniesie?Bezradnierozejrzała
siępokuchni,wktórejpanowałnieporządek.Nielubiła
niezapowiedzianychwizyt,zawszejątokrępowało.
Aszczególnieteraz,kiedyzpowoduniedyspozycyjności
Kazimierzamusiałaprzejąćwgospodarstwiewszystkie
obowiązkiinarzetelnesprzątaniewdomuniestarczało
jużczasu.
–Hop,hop,jesttukto?–spytałmęskigłosijuż
pochwilidrzwidzielącesieńodkuchnistanęłyotworem.
–WszelkiduchPanaBogachwali!–krzyknęłaJanina
nawidokmężczyzny.–Paweł,synu!Acotytu?Przecie
doświątjeszczetrzytygodnie!Urlopwcześniejwziąłeś?
Trzebabyłozadzwonić,naszykowałabymobiad,dopiero
ziemniakiobieram.–Doskoczyładomężczyzny
iuściskałagoserdecznie.–Kazik!Kazimierz!–zaczęła
nawoływaćmęża.–Wyłączajpudło,zobacz,kto
przyjechał!
–Jakojciec?–Pawełzdjąłkurtkęiniedbalerzucił
nakrzesłostojącewsieni.
Janinawywróciłaoczami.
–Bywałolepiej.Siadaj,rozgośćsię,możekanapkę
cijakązrobię?Albojajekusmażę?
–Niejestemgłodny.
–Kazik!–krzyknęłaJaninaponownie,usiłującprzedrzeć
sięprzezdźwięktelewizora.–Przyjedźnotu!
Wreszcietelewizorucichł,apochwilinawózkuwjechał
dokuchniKazimierz.
–Paweł?–zdziwiłsięnawidoksyna.