Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zajmowałbysięnimiwcale,gdybyniesporydochód,jaki
muprzynosiły.Nikt,takjakon,nieumiałnakryć
bagniskapaprocią,niktnieumiałzastawićdokładniej
gałązekzlepem,niktniemiałtakzręcznejrękianitak
bystregooka,niktniepotrafiłtakiegojakonprzyrządzić
lepu.
Nicteżdziwnego,żewHaramont,pośródwieśniaków
czerpiącychzprzyrodywiększąpołowędochodów
imającychinstynktownąnienawiśćdocywilizacji,
za​ży​wałPi​touwiel​kiegouzna​nia,dziękiczemumatcejego
aniżartemnamyślnieprzyszło,synjejidzie
pofałszywejdrodze,wychowanie,choćby
najkosztowniejsze,mogłobyćwjakikolwieksposób
lep​sze.
Gdyjednakpoczciwakobietapowalonazostałanałoże
boleści,gdypoczuła,żeśmierćjejzaglądawoczy,
zaczęłamyślećnadtym,żenależałobyjakąśopiekę
za​pew​nićsie​ro​cie.
Przypomniałasobie,żeprzeddziesięciulatypewien
młodyczłowiek,którynocądodrzwijejzapukałiktóry
oddałjejnawychowanieniemowlę,zdośćokrągłąsumką
nawydatki,powiedział,większyfunduszdla
ma​leń​stwazło​żyłuno​ta​riu​szawVil​lers-Cot​te​rêts.
Otymtajemniczymczłowiekuzpoczątkuniewiedziała
nicwię​cejnadto,żesięna​zy​wałGil​bert.
Aleprzedtrzemalatyznowugozobaczyła.Miałwtedy
okołodwudziestusiedmiulat,postawęcokolwiek
sztywną,zdaniestanowczeizimneobejście.Całajednak
tapowłokalodowastopniała,gdymutylkopokazałajego
dziecię.Chłopczynabyłładny,zdrówiuśmiechnięty,
ojciecwięcuściskałserdecznierękępoczciwejkobiety,
iwy​rzekłdoniejtetylkosłowa:
Mo​że​cieli​czyćnamniewkaż​dejpo​trze​bie.
Potemwziąłdziecko,zapytałodrogędoErmenonville,