Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Mimojejzasłoniętychustpewnąbyłam,żesię
uśmiechnęła.Pochwiliszepnęłacodowyższej.Tamta
zdałasięwystraszona,aleposłuszniepodałamatronie
suchyręcznik.Nierozebrałymniezostatniejszaty!
Zatoowinęłyjenowielkimpłótnemiwyższa
wyprowadziłazkomnatki.Usłyszałamjeszczejakieś
mocnonieukontentowanemęskieszeptyispokojną
odpowiedźmałejmatronypopolsku,kiedybosą
odprowadzanomniedowieży.Trudnobyłomiukryć
uśmiech.
WkomnacieopróczkuzynekzastałamLudwika,
młodszegokuzyna,ijegokompanów.Przysposobionybył
przezstryja,hołubionyprzezopiekunazalossierocy
ijenostalepsocił.Spieralisięwszyscyocoś,kiedy
weszłam.Zamilklinamójwidok.Kuzynwpatrywałsię
wemniebłyszczącymioczami,zdrwiną.Zadrżałam
zezłości.Byłtam!Zaoponą?Każden,ktochciałwejść,
mógł?!Każ​den?!Na​wettenszkod​nik?!
Widzieliściemnie?zapytałam,ledwohamującżal
igniew.
Chłopcyrechotaliiznaczącokiwaligłowami.Kuzynki
sie​działywpa​trzonewpod​łogę.
Widzieliśmy!Gołą!Bezniczego!zaśmiewalisię
iu​nio​res.
Par​sk​nę​łamśmie​chem.
Dzieciuchyzwas!Pachołygłupie!Taką?!Zsunęłam
zramionpłótnoikoszulę.Udałam,żedalejrozdziewaćsię
będę.
Ku​zynkiude​rzyływkrzyk,achłopcyucie​klizkom​naty.
Opadłamnałożeiotuliłamsięmocnofutrem.Ana,
ElizabetaiBarbaracośpokrzykiwały,pytały,alenic
słyszećniechciałam.Naciągnęłamnagłowęfutro
izacisnęłampodgardłem,pókiniepoproszononaucztę.