Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
uśmiechem.Janiebyłemwstaniezachowywaćsiętak,
jakbynicsięniestało.NieczułemżaludoKaroliny.Byłem
najzwyczajniejwświeciezdegustowanytym,żedotej
chwiliwysyłałamisygnały,jakbyjejzależało.Poczułem
sięoszukany,bosamstraciłemsporoenergii,
byzawalczyćotęrelację,ataknaprawdęnamobojgujuż
dawnoprzestałozależeć.
–Poproszęrachunek–powiedziałem,gdyusłyszałem
zniecierpliwionechrząknięcienaduchem.
Patrzyłemprzezchwilę,jakmężczyznamocujesię
zprzenośnąkasą,iprzyłożyłemtelefondoterminala.
Zostawiłemhojnynapiwekipodziękowałemzapyszny
obiad.Odzawszeuwielbiałemgreckąkuchnię,taksamo
byłotymrazem.
PorazpierwszynaSantoriniprzyjechałemzKaroliną
zarazpotym,jakzaczęliśmysięspotykać,
cozapoczątkowałopewnątradycję.Corokuwpodobnym
okresiejadaliśmytutajobiad,delektującsięprzepięknym
widokiem.
Jednakwszystkosięzmieniło,gdykilkaminut
wcześniejpowiedziałami,żeodchodzi.Dosłownieodrazu
poczułem,żejestemtutajostatniraz.Jakbymsiędusił…
Santorinibyłonasząwyspą,amywłaśnieprzestaliśmy
istnieć.
Podniosłemsięzkrzesłaizerknąłemwsmutneoczy
Karoliny.
–Musimysięzbierać,boucieknienamprom
doHeraklionu–powiedziałem,niemogącznieśćtejciszy,
alenaszczęściejużpochwiliruszyliśmynaparking,gdzie