Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PROLOG
GRUDZIEŃ
Mrózgryziewpoliczki.Jestszaroizimno.Przechodzi
mniedreszcz.Zerkamwniebo,żałując,żeniemaśniegu.
Białązimęłatwiejznieść.Światwydajesięwtedymniej
ponury.
Możejeszczespadnie.Ostatecznietodopieropoczątek
grudnia,myślęiotwieramdrzwi.
Wtwarzuderzamnieciepło.Skóramrowi
nieprzyjemnie,protestującprzeciwnagłejzmianie
temperatury.Powietrzeprzepełniadusznyzapachpotu
ialkoholu.Główniealkoholu.Muzykadudniwcałym
pomieszczeniu.Odbijasięodwyciszonychścian,
wkońcutrafiawemnieiwnikapodskórę.Czuję
wkażdejkomórceciała,którerwiesiędotańca.
Przeciskamsięprzeztłum.Podrodzezauważamkilka
znajomychtwarzy.Machamimnapowitanie,alenarazie
donichniepodchodzę.
Docieramdoladypełniącejfunkcjębaru.Kiwamgłową
znajomemu,któryzajmujesięobsługąspragnionych
studentów.Mijamgoikierujęsięwstronęzaplecza,
bypozbyćsięnieporęcznejkurtki.Pochwiliwracam
ioferujęmupomoc.
Wodpowiedziuśmiechasięuwodzicielsko.
Zależywczym.
Wymownieprzewracamoczami.
Przybarze.Sporyruchdzisiaj.Zerkam
naprzepełnionyparkiet.
Nie.Dzisiajmaszwolne.PozatymzarazwróciAdam.
Jasne.Tadwójkazawszerazem.Papużkinierozłączki.
AdamiPiotrek.
Kogowidząmojepiękneoczy!Słyszęzaplecami
znajomygłos.
Obracamsięwprostdowesołegochłopakaordzawych
włosach.
Owilkumowa.Nieszczerzsiętak,bowłaśniechciała