Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
udowadniaćanisobie,anijej.Agacietosięspodobało.
–NazywałasięDżesikaPołaniecka–zaczęła,kiedy
zapinałpas.
Kącikustpolicjantalekkodrgnął,alepowstrzymałsię
odkomentarza.Mimotobyłapewna,żetakwestia
wktórymśmomencierozmowyjeszczewróci.Ten
grymaskomisarza,wprzeciwieństwiedouścisku,
spodobałjejsięowielemniej.Dobrepierwszewrażenie
możnazrobićtylkoraz,alebardzołatwozepsuć
jedrugim.Sablewskichybaotymniewiedział.
–Skądjąpaniznała?–zapytał.
–Trzyalboczterylatatemubyłamjejobrońcąprzed
sądemrodzinnymwsprawieodemoralizacjęipobicie.
Miaławtedyszesnaścielat:rzuciłasięnakolegęzklasy.
Trafiłdoszpitalazezłamanymbarkiem.Aferęusiłowała
wyciszyćdyrekcjaszkoły,alerodzicechłopakabyliuparci
iniechcieliodpuścić;byłjakimśsportowcemiuznali,
żeopróczbarkuzłamałamutakżekarierę.Pozatym
Dżesikamiałajużwcześniejsprawęprzedsądem
rodzinnym,właściwiejejmatka,boonabyławtedy
trzynastolatką.
–Oco?
–Niedostatecznaopiekanadnieletnim.
–Akonkretnie?
–Paliłapapierosy,próbowałaalkoholuimiękkich
narkotykóworazrobiłaróżneinnerzeczy,główniepoto,
żebyzwrócićnasiebieczyjąśuwagę.Możematki,amoże
kogośinnego,ktozobaczyłbywniejwystraszonego
dzieciaka,którymbyła.Nieznałamjejwtedy,
bowtamtejsprawiepełnomocnikiemmatkibyłjeden
zmoichwspólnikówzkancelarii.
–Uhm…Szczerzemówiąc,niedziwięsięrodzicomtego
chłopaka.Skorotrafiłprzezniądoszpitala…
–Mógłniewsadzaćjejjęzoradoustanirękiwmajtki,
wtedynicbysięniestało,prawda?–Spojrzała