Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
1
Dojechałemdorezydencjiprywatnądrogą,rozszerzającąsię
nawierzchołkuwniewielkiparking.Powyjściuzsamochodumogłem
popatrzećzasiebienależącewdolemiastoidostrzecwieżemisjioraz
gmachsądu,dopołowyzanurzonywoparachmgłyidymu.Kanał
leżałpodrugiejstroniewzniesienia,wśródporozrzucanychwysepek.
Jedynymdźwiękiem,jakidochodziłdomoichuszu,jeślinieliczyć
cichegopomrukuautostrady,którąprzedchwiląopuściłem,byłodgłos
odbijanejpiłkitenisowej.Kort,otoczonywysokądrucianąsiatką,
sąsiadowałzbocznąścianądomu.Krępymężczyznawszortach
ipłóciennymkapeluszugrałzruchliwąblondynką.Wskupieniu,
zjakimporuszalisiępozamkniętejprzestrzeni,byłocoś,conasunęło
miskojarzeniezespacerującymipodziedzińcuwięźniami.
Mężczyznaprzegrałszeregpiłekpodrządipostanowiłzauważyć
mojąobecność.Przerwałgrę,odwróciłsięplecamidopartnerki
ipodszedłdoogrodzenia.
PanLewArcher?
Odpowiedziałemmutwierdząco.
Spóźniłsiępan.
Miałemtrudnościzeznalezieniempańskiejdrogi.
Trzebabyłospytaćkogokolwiekwmieście.Wszyscywiedzą,
gdziemieszkaJackBiemeyer.Nawetlądującetusamolotyużywają
megodomujakopunktuorientacyjnego.
Mogłemłatwodomyślićsięprzyczyny.Budynekbyłpotężnąbryłą
zbiałegokamieniaiczerwonychdachówek,wzniesionąwnajwyższym
punkcieSantaTeresa.Górowałynadnimtylkowidocznepodrugiej
stroniemiastawzgórzaikrążącypojasnym,październikowymniebie
jastrząb.
ZbliżyłasiępartnerkaBiemeyera.Wydawałasięznaczniemłodsza
odniego.Miałemwrażenie,żewzrok,jakimobrzuciłemjejszczupłą,