Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zatenobraz?
–Niepowiemci,ilezapłaciłam.Kupiłamgozawłasnepieniądze.
–Czymusiałaśtozrobićniepytającmnieoradę?Myślałem,żejuż
przeszedłcitenbziknapunkcieChantry’ego.
Zastygławbezruchu.
–Twojauwagajestnienamiejscu.NiewidziałamRicharda
Chantryodtrzydziestulat.Niemiałnicwspólnegozkupnemtego
obrazu.
–Takprzynajmniejtwierdzisz.
RuthBiemeyerrzuciłamężowikrótkie,ostrespojrzenie,jakgdyby
zdobyłananimpunktwgrzeznacznietrudniejszejniżtenis.
–Jesteśzazdrosnyomężczyznę,którynieżyje.
Zaśmiałsięsarkastycznie.
–Tobzdura–zdwóchpowodów.Popierwsze,niejestem
zazdrosny,apodrugie,niewierzę,żeonnieżyje.
Rozmawialiwtakisposób,jakbyzapomnieliomojejobecności,ale
podejrzewałem,żeoniejpamiętają.Narzucilimirolęsędziego,przed
którymmoglitoczyćswójzadawnionyspór,nieobawiającsię,
żedoprowadziichonnaprzykładdobezpośredniejpróbysił.
Biemeyermimoswegowiekuzachowywałsięiprzemawiałjak
mężczyznazdolnydoaktuprzemocy,mniezaśzaczęłajużnużyćmoja
biernarola.
–KtotojestRichardChantry?
Kobietaspojrzałanamniezzaskoczeniem.
–Naprawdęnigdypanonimniesłyszał?
–Nigdyniesłyszałaonimwiększośćmieszkańcówkuliziemskiej
–oświadczyłBiemeyer.
–Tonieprawda.Byłsławnyjużwmomencie,kiedyzniknął,anie
przekroczyłjeszczewtedytrzydziestki.
WgłosiepaniBiemeyerzabrzmiałaczułośćiżal.Spojrzałem
natwarzjejmęża.Byłczerwonyzgniewu,wjegooczachmalowała
sięfuria.Wszedłempomiędzynich,zwracającsiętwarządokobiety.
–SkądzniknąłRichardChantry?
–Stąd–odparła.–ZSantaTeresa.