Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
partia.
–Fajnie,żenasodwiedziłaś.–Witamnieuśmiechem.–
ZarazzawołamMarcelinęnaobiad.
–Myślałam,żeMarcelinajestwKrakowie.Niewidzęjej
samochodu.
–Stoiwgarażu.
Idędokuchni,żebypomócpaniWandziepodać
dostołu.
–Gdziejemy?Wpokojuczytutaj?–pyta.
–Tutaj,bosamiswoi–mówię.
NależędostałychbywalcówdomuKieresów.Zażycia
żonypanaLeszkateżtubywałam,alepojejśmierci,gdy
paniWandaprzeprowadziłasiędosyna,wpadam
tucodziennie–żebycośwziąćalbopodaćlubwypić
izjeść.Zawszeuważałaminadaluważam,żenajwiększą
zaletąnaszegodomujestsąsiedztwo.
–Cześć,Diana–słyszęgłoswynurzającejsię
zeswojegopokojuMarceliny.–Jeśliprzyszłaś,tomam
nadzieję,żepotemniebędęmusiałasprzątaćkuchni–
bąkapodnosem.
–Marcelina,jaksięzachowujesz?!–PanLeszek
marszczybrwi.
–Poprostuniemamczasu,bozarazpoobiedzie
muszęjechaćdoKrakowa.
Dziewczynasiadaprzystole,ajazaczynamnakrywać
doobiadu.ZawszestaramsiępomócpaniWandzi
wkuchni.Wogrodzierównież,gdyzachodzitaka
potrzeba.
Marcelinaznaburmuszonąminąodgarniablondwłosy
naplecy.
–Nietrzepmitunadstołemkudłami–mruczypod