Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
mówi.
Onizje​dlido​pie​rozupępro​te​stu​jęde​li​kat​nie.
Podro​dzewstąpi​mydoMcDo​nal​da.
Hurra!wołaentuzjastycznieKarinka.Ababcia
je​dzieznami?
Nieodpowiadatwójtatoisięuśmiecha.On,takjak
ja,równieżbardzolubi,gdydziecinazywająPatrycję
„bab​cią”.
Zmoimteściemniemadyskusjijeślizarządziwyjazd
moichgłodnychpociechdoKalwariiZebrzydowskiej,
tomusząjechać.Wiem,żepodopiekądziadkakrzywda
imsięniestanie.Ajawtymczasietrochęsobieodnich
odpocznę.Ciszawdomuisłodkielenistwoniekiedy
najlepsząpigułkąszczęścia.Kilkagodzinspokoju
tood​po​wied​niksmacz​ne​gode​se​ru.
Tegodniapostanawiamniegotowaćobiadu.Wolę
za​do​wo​lićsięskrom​nąka​nap​kązpo​mi​do​rem,niżspędzać
dwiegodzinywkuchni.AledziękipaniWandzieniejest
midanebyćtegodniagłodną.Gdytylkosamochód
twojegotatyznikaznaszegopodjazdu,słyszęmelodyjkę
ko​mór​ki.
Diana,niegotujobiadu,tylkowpadnijdonas.Kończę
le​pićpie​ro​gizmi​ęsem.
Super!wołamentuzjastycznie.Kiedymam
przy​jść?Możepo​mócpaniwle​pie​niu?
Niemawczympomagać,jestemjużnafiniszu.
Przyj​dźzago​dzin​kę.
PunktualnieotrzeciejstajęprzeddrzwiamiKieresów
zbutelkąadwokata.PaniWandanieprzepada
zaalkoholem,alekieliszeklikierujajecznegosprawiajej
przyjemność.DrzwiotwieramiLeszekKieres.Synpani
Wandzimarysytrochępodobnedorysówmatki.