Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
materac,poduszkęikołdręwrulon.
Skrzypiącedrzwisąsiadującejceliotworząsię,czemu
będzietowarzyszyćujadaniepsaikrzykistrażników
wtle...Słychaćgłucheuderzenia.Todrewnianemłotki
burzącentymetrpocentymetrzewnętrzekarceru
zaścianą.
Będęszedł,ałączniknawewnętrznymszlabanie
podniesiewzrokznadekranutelefonuispojrzynamnie
leniwie.Uśmiechnęsiędoniego,aon,niecorozjebany
mojąreakcją,podniesieusmarowanądłońdogóry
zesłowami:
–Powodzenia...tam.
–Podziękował.–Uśmiechnęsięrazjeszcze,mijając
gonaszutrowejdrodze.
Będęstałprzeddrzwiami,trzymajączwiniętytobołek.
Drzwicelisąograniczoneprzyspawanymłańcuchem
iwyjśćmożnatylkobokiem.Jestwąskonawetdla
takiegosucharajakja.Człowiekztobołkiemniemieści
sięwszparze,dlategonależygotrzymaćprzedsobą.
Jeślizawahaszsięprzywyjściu,klawiszezacznąmachać
pałkamiiwalićpogłowie.
Jużpierwszegodniadamsięnabraćnatęchujnię.
Cholera,któryjużdzień?Siódmy?Dziewiąty?Amoże
dziesiąty?
Zamknąsiędrzwijednejzcel.Kluczwmoimzamkusię
przekręci,apieszaszczeka...OdruchPawłowa,nie
inaczej.
–Dowyjścia!–Rozniesiesięodpychającyryk
klawisza.
Ruszyć,przepchnąćtobółiwyjśćnakorytarz.Pies
odruchowoszarpniesmycząizaszczeka,alestrażniknie