Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
szafywpokojuobok.
—Nie,dziękuję.Poradzimysobie–odrzekłamjuż
spokojniej,aleitakgłoschowałsięwgłębigardłajak
mały,wystraszonybaranek,próbującysięwcisnąćwróg
stajni,gdywchodziładośrodka–uciekałwtedywjakieś
piskliwetony,miotałsięlubzastygałwbezruchu.
—Jakiemy!Onaciwniczymniepomoże!–oburzyła
się,pokazującnabrzuch,któryodruchowozasłoniłam
ręką.
—Jejojciecpomnieprzyjedzie–sprostowałam
pośpiesznie.
—Żartujesz?Apocoonmatuprzyjeżdżać?Tengnój?
Gnójjestjakprzekleństwo.Gnójleżałzaoborą.
Pochodziłodzwierząt,alekażdyznasdokładałdoniego
swojemałeconieco.Potemdziadekwywoziłgonapola.
Babciadodawałagodotruskawekimarchwi,abyzdrowo
rosły.Podlewałagnojemwszystkiewarzywa,którepotem
jedliśmyzesmakiem.Niemówiłosięognojupodczas
obiadu,alewszyscydobrzewiedzieli,costoizatym
urodzajem.Takibyłgnój–podstępny.Potrafiłjednak
zniknąćzustwszystkichzainteresowanych,gdypojawiało
sięnoweżycie.Onazajmowałasiętymgnojem,boktoś
musiał.Byłaodtegoiodwieluinnychrzeczy.
—Gnój…–zaczęłam–toznaczyjejojciec–ugryzłam
sięwjęzyk,bowystarczyłokilkanaścieminutwtym
domu,ajużprzejmowałamjejzwyczaje–przyjedzie
pomnie,jaktylkowrócizkontraktu.Sporopracuje.
Złapałdobrąfuchęzagranicą.