Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jedawkować–powiedziałnapożegnanie.Odebrałzapłatęiodjechał.
Jegodwukółkawzbijaławpowietrzekurzpiaszczystejdrogi
rozzłacanypromieniamipopołudniowegosłońca.Ludwikpatrzył
zalekarzem,pókitenniezniknąłzazakrętemdrogi.Następniewstał
izciężkimsercemruszyłdochaty.Wśrodkupanowałacisza.Dziecko
spałowkołysceustawionejobokłóżkażony.Antoninasiedziałaprzy
chorej,pocieszającjąszeptem.LudwikspojrzałnaZofię.Jejtwarz
byłajeszczebledsza,niżgdywidziałjąkilkagodzinwcześniej.
Poszarzałeustaztrudemwypowiadałysłowa.Oczy,kiedyśtak
niebieskie,stałysięwodniste.WidzącLudwika,przywołała
goskinieniemgłowydosiebie.UsiadłobokAntoninyiwmilczeniu
patrzyłnażonę.
–Ludwiku,jaumieram–powiedziałaszeptemtakcichym,
żeledwiesłyszalnym.
–Zosiu,nieopowiadajgłupot,totylkochwilowasłabość
poporodzie.RozmawiałemzdoktoremTrzcińskimipowiedział,
żezatydzień,góradwadojdzieszdosiebie–zapewnił,ściskając
chłodnądłońżony.Onajednaktylkopokręciłagłową.
–Jawiem,żekoniecjestbliski–podjęła,zwyraźnymtrudem
dobierająckolejnesłowa.–Odchodzęiniktnicnatoporadzićnie
może.Alenimumrę,mamdwawielkiepragnienia.Pierwsze,abymój
syndostałnaimięHenryk.Drugie…–Tuzwróciłaoczy
naAntoninę.–AbyśzaopiekowałasięHenryczkiemjakwłasnym
dzieckiem.Jesteśmojąnajlepsząprzyjaciółkąiwiem,żebędziesz
równieżwspaniałąmatką.Dbajoniegoispraw,bywyrósłnadobrego
imądregoczłowieka.–Antoninanicnieodpowiedziała.Przytaknęła
tylkoruchemgłowy,apojejpoliczkachpłynęłyłzy.
–Kilkadnitemuobiecałamciznaleźćmężaidotrzymamsłowa.
Chcę,abyśpomojejśmiercizajęłasięrównieżLudwikiem.–
Tomówiąc,Zofiaprzesunęładłońmężanadłońprzyjaciółki.–
Kochajciesię,szanujcie,wspierajcieiczasempomyślcieomnie.–