Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zrobićcięwciulanamilionsposobów.
Pochwiliprzestajęichsłuchać.Przypominamsobie,
żepoprzyjeździedoCanberrybędęrozmawiać
zoficeremśledczym,alejestemzbytrozbita,żeby
wymyślićwiarygodneodpowiedzinapytania,które
napewnopadną.Samochódzjeżdżazgłównejdrogi.
Budzęsiępodwpływemszarpnięciahamulców.
Wwoziezapalasięświatło,gdypolicjantkaotwiera
drzwiposwojejstronie.
–Obudźsię,młodadamo–mówi.
Próbujęsiępodnieść,alemięśniemamjak
zgalarety.
Słyszęnieznanymigłos.
–FunkcjonariuszeSeirsiThompson,jakmniemam.
JestemstarszyinspektorAndopolis.Dzięki,
żepofatygowaliściesięzniąażtutaj.
–Niemasprawy,inspektorze.
–Zacznijmyodrazu.Jejmatkajestwniebowzięta,ale
najpierwjamamdoniejmnóstwopytań.
Słyszę,jakotwieratylnedrzwiodmojejstrony.
–Rebeco,nawetniewiesz,jaksięcieszę–mówi,
poczymklękaobokmnie.–Dobrzesięczujesz?
Próbujęnaniegospojrzeć,alejegotwarzwiruje
miprzedoczami.
–Dobrze–mamroczę.
–Dlaczegojesttakablada?–ostrymtonempyta
inspektor.–Coznią?
–Nicjejniejest,totylkochorobalokomocyjna
–mówipolicjantka.
–Wezwijciekaretkę!–wybuchaAndopolisiodpina
mipas.–Rebeco,słyszyszmnie?Cosięstało?