Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Tonieznaczy,żewtedychciałamipodlewaćcokolwiek,alezdarzało
siępoprostu,żebyławobecmniemiłaipomocna.Gdytylkozacząłem
dojrzewać,stałemsięjejwrzodemnadupie,agdyzbytdosłownie
wszedłemwjejżycie,bzykającjejwnuczkę,dobiłemdościany.
–Diabelskienasienieniehodujekwiatów.Przecieżjaniszczę
wszystko,conapotykamnaswojejdrodze,czyżnie?–zapytałem
zadziornie.
Prychnęłapodnosem.
–Chciałambyćmiła–warknęła.
–Dziękujęidoceniam,aletaknaprawdęsięwyprowadzamnaczas
nieokreślony.Niedługozamieszkatutajprzyzwoitaparazmałym
dzieckiemirozszczekanympieskiem.Gdybyjednakchciałasiępani
komuśnanichposkarżyć,tomójprzyjacielprzejmieopiekęnad
mieszkaniem.–Wyjąłemzportfelawizytówkękumpla,Karola,który
prowadziłfirmębudowlanąizakażdymrazempoimprezieznacznie
lepiejradziłsobiezpowrotemdorzeczywistościodemnie.Niktbysię
niespodziewał,żenocamibywałkurwiarzemićpunem.Byłjakby
dotegostworzony.
–Sprzedałeśmieszkanierodziców?
–Nie,będęjepoprostuwynajmować.
–Czyliistniejeszansa,żetuwrócisz?
–Nigdyniemówięnigdy.–Mrugnąłemdoniej.–Proszęsię
trzymać,paniFrątczakowa.Przywiozędlapanioscypki–skłamałem.
Lekkouniosłakącikiust,chwilowosprawiającwrażenie
sympatycznej.Niemamabsolutniepojęcia,cozatoodpowiadało.Czy
podsłuchała,żedałemkoszajejwnuczce?Amożeksiądz
wkonfesjonalechciał,żebywybaczyłajakiemuśbliźniemu?Tegonie
wiem,alemiło,żeprzezkilkachwilniepróbowałamniezabićsamym
spojrzeniem.Wzruszającepożegnanie.
Dobrze,żartowałemztymwzruszeniem.