Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Podkamienicąpodszedłemdoswojejyamahywczarnymmacie
izałożyłemnagłowękaskwtymsamymkolorze.Najazdęzawsze
ubierałemsięnaczarno.Gdydosiadałemswojąmaszynę,chciałem
tworzyćzniąjedność.Cośwstyluczarnegojeźdźcanadwustu
koniachmechanicznych.Uruchomiłemsilnikizrobiłemporanną
przygazówkę,bypożegnaćwszystkichzaspanychsąsiadów,apotem
wyruszyłemnakrakowskieulice.Dobrzeznałemdrogę
doZakopanego.Dotychczasodwiedzałemtomiastoturystycznieinie
tylko…Potrząsnąłemgłową,gdyniechcianewspomnieniepróbowało
wedrzećsiędomoichmyśli.Terazmiałemstaćsięzakopiańczykiem.
Czymisiętopodobało?Nawetzaczynało.Porozmowie
zeŚliwińskimprzemyślałemsobietoiowo.Faktyczniedopadłomnie
cośniedobrego.Idestrukcyjnego.Alkohol,miękkiedragi,zdarzałosię
pójśćwtwardsze,niekontrolowanyseksitrzydziestkanakarku.
Świetnazemniepartia.Okej,miałemtrzydzieściczterylata,ale
czułemsięmłodziej!
Poczęścirozumiałemjuż,dlaczegomojamatkaniemiała
największejochoty,bychociażbydomniezadzwonić.Ospotkaniu
tochybamogłemzapomnieć.Dałemjejwkość.Niezabardzomiała
zkogobyćdumna.Jedynysyn,którypośmierciojcazprędkością
światłaopadałnadno.Ztegoniemogłowyniknąćnicdobrego.
Docisnąłemzębamiwargęipokręciłemmocniejmanetką,
wyprzedzającnatrzeciego.Kierowcatirajadącegonaprzeciwko,
zatrąbiłnamnie,uciekającnazapasowypas.
Pieprzciesięwszyscy!wykrzyczałemnarównizrykiem
silnika.Szybkajazdadawałamiwolność,bezktórejzaczynałemsię
jużdusić.
Skupiłemsięnaoddechu,mojeźrenicezwęziłysię,bydokładniej
skupićwzroknaotoczeniu.Przytakiejprędkościmusiałemanalizować
dosłowniewszystko,bymóczejśćzmaszynynawłasnychnogach.
Kilkanaściekilometrówdalejemocjeniecoopadły,więczwolniłem.