Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wielunazwałobytobrawurą,alebyłempewnysiebie.Zatonie
potrzebowałemglinnakarku.
DrogaupłynęłamiszybkoidoZakopanegodojechałemjeszcze
przedzachodemsłońca.Hotelodnalazłembezwiększegoproblemu,
bozdarzałomisięwnimbywać.Czasemsamemu,czasemzkimś.
Iniezawszesłużbowo.Tak,mojedotychczasoweżyciemogłosię
komuśniepodobać,aleniemożnamizarzucićtego,żebyłonudne.
Podjechałemnapracowniczyparkingiominąłemszlaban.Zająłem
wolnemiejsce,alboraczejostatniwolnyskrawekkostki.Zdjąłemkask
ispojrzałemnaznaczniewiększybudynekhotelowyniżten,wktórym
pracowałemwKrakowie.Śliwińskiodkupiłodkogośtenkompleks,
wyremontowałiwierzył,żewszystkosięjakośsamoułoży.
Wyjąłemzustgumędożuciaischowałemdochusteczki,którą
wyrzuciłemdopobliskiegokosza.Skierowałemsiędowejścia,gdzie
stałagrupkamężczyznpalącapapierosy.Podwpływemdymurównież
nabrałemochotęnato,byzajarać,apotemzapićtodrinkiem,aletym
zamierzałemnagrodzićsiędopieropóźniej.Wszedłemdorecepcji,
rozpiąłemskórzanąkurtkęiczujnymokiemzlustrowałempracę
recepcjonistów.Dwóchmężczyznobsługiwałogości,ajawciągu
trzechminutznalazłemprzynajmniejpięćbłędów,którepopełnili.
Głośnomruknąłemzniezadowoleniaiwydąłemusta.Zerknąłem
naportiera,którynajwidoczniejmnierozpoznał,ilekkosiędoniego
uśmiechnąłem.Tenzerknąłnakonsjerża,którynamomentoderwał
wzrokodswoichnotatek.Przeczekałemnatłokgościipodszedłem
dolady,gdymężczyźniodetchnęlizulgą,żeopanowalisytuację.
Przynajmniejtakimsięwydawało.Namójwidokponownie
wyprostowalisięjakstruny.
Dzieńdobry.WitamywhoteluMarlid.Czymapanrezerwację?
zapytałblondynzblaszkąnapiersi,zktórejwyczytałem,
żemanaimięPatryk.