Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
noszenieubrańbyłojedyniemożliwością,anieobowiązkiem.
Tooznaczamniejwięcejtyle,żewidokjegofiutatodlamniechleb
powszedni.Iwiem,żeniebrzmitonajlepiej…
–Pytamcięocoś,stary.–Niedawałzawygraną.
–Widziałeśgdzieśmójtelefon?–Wdalszymciąguignorowałem
jegomarudzenie.Wstałemiposzedłemdoprzedpokoju,gdziemiałem
nadziejęznaleźćmojąkurtkę.
–Jesteśostatniojakiśnieswój.Niepoznajęcię!Zorganizowałem
dropsy,atyzluzowałeś.
–Japierdolę,czyjapoprostuniemogęniemiećnacośochoty?
–Spojrzałemnaniegochmurnie.
–Twójproblem.Towarmożepoczekać,aleogólnietostraciłeś
szansęnadobredupczenie.–Podniósłzpodłogidżinsy,którewsunął
natyłek.Cotusię,dokurwy,wyrabiało?–Płakaćniebędę.Więcej
dlamnie.–Uśmiechnąłsięszyderczo,apotemwróciłdosalonu,
zostawiającmniesamego.
Rzuciłemokiemwstronęłazienkiitymrazemtojaparsknąłem
podnosem.Wyjąłemswojąkomórkęzkieszeniiwróciłemdopokoju,
wktórymKarolodpalałpapierosa.
–Nieźlesięspisałeś,skorotedwielaskiwłaśniezabawiająsię
natwojejpralce.
–Kurwa–warknął,zgasiłfajkęwszklancezwodąiwykrzykując
cośdoswoichkochanek,pobiegłdonich,niezwracającnamnie
więcejuwagi.
Postanowiłemwykorzystaćurażonąmęskądumęiwyszedłem
zjegodomu.Namojenieszczęściemieszkałnajebanymzadupiu.
Spojrzałemtęsknienamojąniunięzaparkowanąpomiędzysłużbowymi
samochodamiKarolairuszyłemprzedsiebiekierowanygłosem
rozsądku.Pieszo.Niuniamusiałanamniepoczekać.Jakzawsze
zresztą,kiedywracałemodKarola.Naszeimprezynigdyniekończyły
sięnaherbatce.Nawetjeśliprosił,żebymmucośprzywiózł,zawsze