Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Kobietabyłazwykłymtrupem.Przyjrzałsięuważnie…Tak,zwykły
trupztrochędziwnymioczami.Tylkodlaczegościskaławręku
papierowykwiat?
***
–Czy,cholera,ludzieniemogąsobiewymyślićinnejpory
naznajdowaniezwłok?–oficerŻandarmeriiKrajowejbyłejDzielnicy
PruskiejwGostyniuijednocześniepodprokuratorsądupowiatowego
AdamKarskipodniósłkołnierzpłaszcza.Byłwysokim,dobrze
zbudowanymmężczyznąokołoczterdziestki,chociażobecnietrudno
byłookreślaćwiekpowyglądziefizycznym.Wojnaczęstopotrafiła
odcisnąćtakiepiętnookrucieństwa,żedwudziestolatkowiewracali
zfrontujakocałkowiciesiwi,pozbawieniwoliżycia,starcy.–Coś
wiemy?Ktotojest?Iktojąznalazł?
Stalinapodmokłymgruncieprzystawie.Drobny,zimnydeszcz
wydawałsięoblepiaćlodowatąpowłokąstojąceprzybrzegupostacie.
–Panieporuczniku,tokobitka,młoda.Wiekokołodwudziestki…
–zacząłrelacjonowaćpolicjant.Byłśredniegowzrostu,zmałą
fantazyjnąblondbródką.Mimożemiałdopierodwadzieściaosiemlat,
jużdumnienosiłnaramieniupagonystarszegoprzodownika.Twarz
niewyróżniałabysięniczymszczególnym,gdybynieoczy.
Inteligentneizawadiackie.
–Towidzę,Krzyżostaniak–przerwałmuKarski.–Cośinnego
może?Znaszją?Jeststąd?
–Panieporuczniku,jadopieroztydzień,jakwróciłemzfrontu
–zapytanyspojrzałzwyrzutem.–Najpierwczterylatawpruskim
mundurze.Wróciłemiwstyczniuznówzgiwerądopowstania.
Odesłalimnieztydzieńtemu,bomundurowychtupotrzeba,choć
jabymbolszewikabił–zaperzyłsiębojowo.
–Czylinieznasz?Ktośnowy?Niezmiasteczka?
–Mówiłem,żemnietyleczasuniebyło–policjantwypluł