Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Jestweterynarzem.Oj,przepraszam,lekarzem
weterynarii!–roześmiałasię.–Nielubijaksięgonazywa
weterynarzem.Podobnotosugeruje,żemniejumieniż
lekarzodludzi.Aontwierdzi,żematrudniejsząpracę,
bojegopacjenciniepowiedzą,gdzieichboliisamsię
musidomyślać.Gabinetmawdomu,aległówniejeździ
dozwierząt.
–Ewatojegoznajoma?–zapytał.
–Tojegosympatia–odpowiedziała.–Nocujeuniejdość
często.
Przestałamówić,aBenonzobaczył,jakzmieniasięjej
nastrój.Ogarnęłyjąkolorysmutku.
–Twojamamazwaminiemieszka?–zapytał,choćznał
odpowiedź.
–Nieżyje–odpowiedziała.–Umarładawnotemu.
Byłamjeszczemała,niewielepamiętam.Szkodaczasu
natakietematy,chodźmydolasu!Możeznajdziemy
jakieśgrzybynakolację?
Poszlidozagajnikanieopodaldomu.Chwilęszli
powydeptanejścieżce.Potemskręcilimiędzydrzewa
izaczęlistąpaćpomiękkimpodłożu.Dziewczynaszła
powoli,wypatrywałagrzybów.Coruszpochylałasię
iodcinaładorodnesztuki,którewrzucaładowiaderka.
Benonniemógłoderwaćwzrokuodostrożnie
stawiającejkrokiNadii.Kiedyodwracałasiędoniego
ipokazywałacociekawszeokazy,kiwałzuznaniem
głową,aleprawieniewidziałgrzybów.Wpatrywałsię
wjejoczyiuśmiechał.Odpowiadałauśmiechem,akiedy
ichspojrzeniaspotykałysię,czuł,jaksercezaczyna
mumocniejbić.
–Popatrzjakipięknyprawdziwek!–Nadiazatrzymała
się,wskazywałamiejscekołościętegopnia–Aższkoda
zrywać!
Benonstanąłobok.Nibypatrzyłnadorodnegogrzyba,
aletaknaprawdęczekałnawłaściwymoment.Wpewnej
chwilibezsłowaobjąłjąwpółiprzycisnąłwargidojej
ust.
–Corobisz?!–odepchnęłago.–Zostawmnie!
Stanąłzaskoczony.Wydawałomusię,żewidziwjej