Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdziałdrugi
DojeżdżamdoWaszyngtonutużprzedpołudniem,wpołowieczerwca
słońcewisiwysokoibezlitośnierozgrzewamiasto.Gdywychodzę
zwagonu,prawiewypuszczamzrąkVirgo.Mojesercewalijak
oszalałe–możetoodsiłowaniasięzwalizką,amożeodnagłychzłych
przeczuć,ktowie?Wpadamdopoczekalniiwysyłamwiadomość
nanumerotrzymanyodSabriny.
–Kelly?
Odwracamsięgwałtownieiporazpierwszywidzęgonawłasne
oczy.Jestchudyiwysoki,maponadmetrdziewięćdziesiąt,brązowe
włosyzmiedzianympołyskiemimodneokulary.Manasobie
schludnyblezer,lekkiebeżowespodnieiskórzanesportowebuty.
Awemniewzbieranowafalaonieśmielenia.
Wyciągakumniedłoń,naktórątylkopatrzęwmilczeniu.Wtedy
onzmieniataktykęiwyciągawmoimkierunkułokieć.
–Jeszczeniedopracowałampowitańwtychczasach–stawiam
Virgonaziemi,żebymócstuknąćswoimłokciemjego.
Kiepskotrafiamiczujęsięjeszczegorzej.Totakjaknietrafić
podczasprzybijaniapiątki.Onjednakzaczynasięśmiaćirozpościera
ramiona.
–Możesięobejmiemy?Myślę,żetakbędzielepiej.
Cofamsięopółkroku.
–Czytodozwolone?
Wzruszaramionami.
–Będziemysięizolowaćrazemztobą.Witajwnaszejkapsule.
Dziwaczneuczucie.Obejmowaniesięzobcymczłowiekiem
zwiększakomfort.
NathanpodnosiVirgo,alemówięmu,żebyzaczekałjeszcze
chwilę.Kiedywracamztoaletykilkaminutpóźniej,głaszczekotkę
wjejtransporterze.Przyglądamimsię.Onnaprawdęwyglądajak
nazdjęciach,aleniewszystkookazujesięzgodnezmoimi
wyobrażeniami.Myślałam,żebędziesięporuszałpłynnieimiękko,
tymczasemjegoruchysąnerwoweiszybkie.
–Bardzosięcieszę,żewdomubędziekot–mówi,prostującsię.
–Wychowywałeśsięzezwierzętami?
–Tak.Dwomakotamiipsem–chwytarączkęmojejwalizki
izaczynaiść.–Wprowadzajądodomudobrąatmosferę.
–Toprawda.Myślę,żeVirgoknuje,jakzawładnąćświatem.
–Rinanigdywcześniejniemieszkałazkotem–porazpierwszy
słyszęzdrobnienie,którymnazywaSabrinę.Dziwneuczucie.Jakbym