Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdziałtrzeci
Skrzydłabramygładkosięzanamizamykają.Myślęokratachwoknie
naszejsypialniwFiladelfii.Kilkatygodnitemuobudziłmniedźwięk
stukaniawmetal.Zdezorientowana,nawpółśpiącawpanice
chwyciłamMike’azaramię.Aletobyłatylkoparanastolatków
wałęsającychsiępowąskiejulicyibezmyślniestukającychwczarne
żelaznepręty.
–Wraziegdybyśchciaławyjść,będzieszmusiaławklepaćkod
przydrzwiachwejściowych–mówiNathan.–Chociażwokolicynie
maczegooglądać.
Przejeżdżamyobokinnychdomów,jaksądzę.Czasamidomjest
położonytakdalekoodogrodzenia,żeznikawlesie.Nadkamiennymi
ogrodzeniamilubzzagęstoposadzonychkrzewówidrzewwidać
jedyniedachy.
Tlenwpowietrzumatuinnyzapach.Jesteśmyzamknięciwewnątrz
osiedla,jakbyśmybylizadrzwiamistartującegosamolotu,zktórego
jużniemożnawysiąść.
Dłoniąpokazujędotyłu.
–Czyniemastądinnegowyjścia?
–Dlasamochodównie.Jeśliidzieszpiechotą,jestjeszczefurtka
prowadzącanacmentarzsąsiadującyzosiedlem.
Nienawidzęprzerażającychmiejsc,więcodrazuczujęlęk.
–Toobokjestcmentarz?
–Tak,Brinsmere–Nathandostrzegagrymasnamojejtwarzy.
–Niemartwsię.Onwcaleniejeststraszny.Pochodzizpoczątku
dziewiętnastegowieku.Stworzyłgoarchitekt,któryzwykle
projektowałparki,więcjestbardzoładny.Jesteśmynamiejscu.
Skręcawlasek,aprzednamipojawiasięnastępnabrama.
Nakamieniu,polewej,widaćcyfry„327”,awysokieprętywyginają
siękuszczytowibramy.KiedyNathanprzyciskaguzikinnegopilota,
skrzydłaotwierająsiękunam,zapraszającdośrodka.
–Naprawdęlubicietutajbramy–komentuję.
–Bezpieczeństwobyłojednązzalettegoosiedla–uśmiechasię,
alejegotwarzjestnieprzenikniona.
Staramsięprzybraćlekkiton.
–Pewnietodlatego,żemaszważną,ściśletajnąpracęwrządzie?
Wzruszaramionamiiodpowiada:
–Szczerze,toRinapewniebardziejpotrzebujeochronyniżja.
Manaprawdęzbzikowanychfanów.
KiedyobsesyjnieguglowałaminformacjeoSabrinie,trafiłam