Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Bojazamłodubrałemcodziennieranozimnąkąpiel–latemizimą.
Idodziśsiętegotrzymam.Edukacjatobardzodobraiważnarzecz,
ale…–tuurwałizwróciłsiędociotki:–PewniepanCotterchętnie
byskosztowałtegobaraniegoudźca.
–Nie,nie,dziękujębardzo–rzekłstaryCotter.
Ciotkawyjęłazkredensupółmisekzudźcemipostawiła
gonastole.
–Aledlaczegopanuważa,panieCotter,żetoniedobredladzieci?
–zapytała.
–Dlatego–odparłCotter–żeumysłydziecisąbardzopodatne
nawpływy.Kiedydzieciwidzątakierzeczy,odbijasięto…
Nabrałempełneustaowsiankiwobawie,żeniewytrzymam
iwybuchnę.Starygłupidziadygazczerwonymnosem!
Wieczoremdługoniemogłemzasnąć.Choćbyłemzłynastarego
Cottera,żenazywałmniedzieckiem,wciążłamałemsobiegłowęnad
sensemjegoniedokończonychmyśli.Zdawałomisię,żeznówwidzę
nadsobąwynurzającąsięzmrokunalanąiszarątwarzparalityka.
NaciągnąłemkołdręnagłowęistarałemsięmyślećoBożym
Narodzeniu.Aleszaratwarzciąglemajaczyławciemnościach.Cały
czasmamrotałaniewyraźnie,zrozumiałemwięc,żepragniemicoś
wyznać.Czułem,jakmojaduszawycofujesięwjakieśprzyjemne
izarazemgrzesznerejony,gdziejednakznówczekałanamnie
tatwarz.Zjawazaczęłamisięspowiadaćszemrzącymgłosem,jazaś
zastanawiałemsię,dlaczegowciążsięuśmiechaiczemumatakbardzo
obślinionewargi.Przypomniałemsobiewszakże,iżprzyczynąśmierci
byłparaliżipoczułem,żeijauśmiechamsięblado,jakbymodpuszczał
świętokupcyjegowiny.
Nazajutrzpośniadaniuposzedłemrzucićokiemnadomekprzy
GreatBritainStreet.Naparterzemieściłsięniepozornysklepik
zszyldemTkaninydekoracyjne,cobyłodośćmylące,bodotkanin
tychnależałygłównieparasolkiorazdamskieidziecięcebotki.