Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział4
Świętoletniegoprzesileniabyłodokładnietakie,jakim
jezapamiętałam:wszędziewstążki,girlandyikwiaty,
dzbanypiwaiwinatarganenałagodnepagórkiokalające
posiadłość,faewysokiegoiniskiegoroduśpieszące
naceremonię.
Alebyłocoś,czegoniebyłorokwcześniej.Araczej
ktoś.Iantha.
Orzekła,żeświętowaniebyłobyświętokradztwem,jeśli
najpierwniezłożysiępodziękowań.
Wszyscywięcwstaliśmydwiegodzinyprzedświtem,
rozespani,niezbytchętnidouczestniczeniawjej
ceremonii.Gdysłońcezaczynałoozłacaćhoryzont,
zwiastującpocząteknajdłuższegodniawroku,
zastanawiałamsię,czyTarquinmusiałznosićtakie
żmudnerytuaływswoimlśniącymnadmorskimpałacu.
JakbędziewyglądałodziśświętowaniewAdriacie?
ZksięciemDworuLata,którynieomalzostałbliskim
przyjacielem…
Ztego,cowiedziałam,pomimoszeptówwśródsłużby
TarquinnadalniepowiadomiłTamlinaowizycieRhysa,
Amrenyimojej.Comyślałomojejobecnejsytuacji?Nie
wątpiłam,żewieścigodoszły.Modliłamsięwduchu,
bysiędotegoniemieszał,dopókiniezrobiętutego,
cozrobićmuszę.
Alisznalazładlamnieprzepięknąpelerynęzbiałego
aksamitu,któramiałauchronićmnieprzedchłodem
wtenrześkiporaneknaczasjazdynamiejsce.Tamlin
uniósłmnieiposadziłnaksiężycowobladejklaczy
zpolnymikwiatamiwplecionymiwsrebrzystągrzywę.
Gdybymchciałanamalowaćobrazprzedstawiający
najczystsząniewinność,uwieczniłabymsiebietegoranka,
zwłosamizaplecionymiwwarkoczizwiniętymi
nagłowie,wkoroniezbiałegokwieciagłogu.Policzki
iustapokryłamcienkąwarstewkąróżu,byprzydaćsobie