Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żezdecydowaniezbytrzadkowypuszczasiępozaLondyn,
wktórymmieszkałaodprawiedwudziestulat.Spojrzała
wlewo,bypodzielićsięrefleksjązwujem,lecz
onniespodziewaniezniknął.Odwróciłasięizobaczyła,
żenieoglądającsięnakrewniaczkę,pomaszerował
dziarskowstronęniskiegomurkuokalającegoposiadłość.
–Wuju!Wkraczanienacudzyterenjestkaralne
–ostrzegłaMarta.
–Nietakiekaralnerzeczyrobiłemwswoimżyciu.
–Jerzyroześmiałsięgromko.–Apozatymniewidzę
tużadnejbramy.
–Tuzwykleniestawiasiębram.Jestmurekiotwarty
wjazd.Ludziepoprostuwiedzą,żeniemożnawchodzić!
–krzyknęłazawujem,leczontylkomachnąłręką.
Westchnęłairuszyławśladzanim.
Szedłpewnymkrokiemwgłąbporośniętegozielenią
majątku.Wpołowieżwirowejalejkiprzystanął,porwany
przezfalęwspomnieńodziewczyniesprzeddziesiąteklat.
CałatahistoriawydawałasięJerzemuodległa
iirracjonalna,ajednocześniepotrafiłprzywołać
wpamięciwszystkiewspólniespędzonechwile,gestyczy
słowa,któremiędzynimipadły.Zanimdoszedł
dodworku,kilkarazyciężkowestchnął,poczymzanucił
podnosempowstańcząpiosenkę,jakbypróbującdodać
sobieanimuszu.
–Anglicynazywajątodomemwiejskim?–zapytał,
przystającnaskrajurozległegożwirowegopodjazdu.
Podrugiejstroniezadbanegoklombustałrozłożysty
budynekzcegływpiaskowymkolorze.Miałdwie
kondygnacje,łamanydachpokrytyszarądachówką,