Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Pokilkusolidnychgarnuchachpożegnałtowarzysza
izadowolonyzdobrzezaczętegodniaruszyłwstronę
portu.Deszcztrochęzelżał.Mżyłojużledwie,zzachmur
przebijałysiępierwszepromieniedawnoniewidziane-
gosłońca.Bażyńskiemubyłowesoło.Przyspichlerzach
ładowanozboże.Wyglądającyjakdzieciaktragarzna
pałąkowatychnogachwalczyłzwgniatającymgowzie-
mięciężarem.Nadzorcauśmiechałsiępółgębkiem,po-
ślinionymołówkiemodznaczającbeznamiętniekolejne
worki.Bażyńskiprzyspieszyłkroku,rozpoznającwnim
niejakiegoPilemanna.Pewnesprawyzjegożonąspra-
wiły,żemężczyznamógłdaćmupomordzie.Jakna
jedendzień,zadużoburd.Przeszedłjeszczemożesto
krokówiwróciłdomiasta.Pomyślał,żeskłamieFili-
powicokolwiek.Powie,żenigdzieniktniesłyszałowy-
szywanychzłotogłowiempasach,ajużzpawimokiem
toszczególnie.Zdrugiejstronyszkodamubyłoprzyja-
ciela.Wniezłesięzgryzotywpakował.Fakt,żeniktgo
niezmuszał,żebysięzHolenderkązadawał.Aleco
onwinny,Bożeświęty,co?!
NaGarbarachzamieniłparęsłówzeznajomym
czeladnikiem.
Michałku,powiedzmi,gdziejatumogędostać
pas?
Czeladnikwzruszyłramionami.
Pas?NaTkackiej.UStechaalbouTujska.Na
Tujskauważajcie,obiecujecudaniewidy,ajakprzyj-
dziecodoczego,towambylecowciśnie.
22