Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Miałopalonedłonie,zresztąpodobniejakzapewnecałeciało
potygodniowymurlopie.Nierazwidziałamgowsamejbieliźnie.
Częstopoimprezachnocowaliśmyrazemtam,gdzieakuratodbywała
siędomówka,azdarzałosię,żeispędzającwieczorywedwoje,
zostawaliśmyusiebienanoc.
Wiedziałam,żejestdobrzezbudowanyimogłamsobietylko
wyobrazić,jakopaleniznapodkreślajegoładniezarysowane
inieprzesadzonemięśnie.Podwpływemtegowyobrażeniapoczułam
mrowieniemiędzynogami.Musiałamsięopanować,jednaktasytuacja
mnieniezaskoczyła.Zawszebyłamiędzynamichemia.Obojechętnie
skończylibyśmyzesobąwłóżku,jednakniechcieliśmyryzykować
naszejprzyjaźni.Kilkarazyzresztąnawetpadłymiędzynamisłowa,
żegdybyśmyzaszaleli,tobuchałybypłomienie.Rozmawialiśmy
oseksieiokazałosię,żeobojelubimypodobnerzeczy.Zawszejednak
obracaliśmytematwżartinicztymnierobiliśmy.Dziękitemu
mogliśmyopowiadaćsobienawzajemonaszychpodbojachipełnić
rolępomocnikówwpodrywienaimprezach.
–Zakładam,żetosłodkiewino,prawda?–zapytałam,przeganiając
wyobrażeniaojegoopalonymciele.
–Tak.Prostoodpana,któryrobijewswojejmaleńkiejdomowej
winnicy.
–Właśniekojarzę,żenaSantorinirobisiębardzosłodkiewina.
Zwinogrontakwyschniętychnasłońcu,żetojużprawierodzynki.
–Uśmiechnęłamsię.
–Olka,niepodejrzewałemcięotakrozległąwiedzęsomelierską.
–Leonspojrzałnamniezmieszankąpodziwuizdziwienia.
–Wiesz,żeoalkoholuwiemtylkotyle,żemadobrzenamnie
działać–zaśmiałamsię.–ByłamkiedyśnaSantoriniizapadło
mitoichsłodkiewinowpamięci–wyjaśniłam.–Terazpijęprawie
wyłączniewytrawne,więcjestemprzekonana,żepierwszyłyk