Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Przebudziłamsięizobaczyłamwłączonytelewizor.Filmjużsię
skończył,musiałamzasnąćwtrakcie.Całyczasleżałamzgłową
nakolanachprzyjaciela,ajegonogiopierałysięodłuższączęść
kanapy.Sięgnęłampotelefonisprawdziłamgodzinę.Pierwsza
wnocy.Obróciłamsięnaplecyispojrzałamwgórę.Leonteżspał,
jegoodchylonagłowaopierałasięooparciesofy.Musiałobyć
muśredniowygodnie.Podniosłamsiępowoliizaspanapocichu
zaczęłamgobudzić.
–Leoś–szepnęłam,delikatniedotykającjegoramienia.Śpiący
zawszewzbudzałwemnieopiekuńczeinstynkty.Wiedziałam,
żemusimyprzenieśćsiędosypialni,boinaczejjutrobędziemycali
połamani.
–Hmm…–Zjegoustwydobyłosięzaspanemruknięcie.Lekko
uchyliłpowieki.
–Zasnęliśmyprzedtelewizorem,chodźspać.Ranopojedziesz
dosiebiewyszykowaćsiędopracy.
–Hm,któragodzina?–zapytałzdezorientowany,jaktoczłowiek
wyrwanyzesnu.
–Pierwsza.–Zaśmiałamsięcicho.–Widzę,żenieogarniasz
bazy.
Objąłmnieramieniem.
–Idziemydosypialni?–zapytałzzamkniętymioczami.
–Agdzieindziej?–odpowiedziałampytaniemnapytanie,
boprzecieżodpowiedźbyłaoczywista.Gdynocowaliśmyusiebie
nawzajem,zawszekorzystaliśmyzsypialni.Spaniewłóżkujest
najwygodniejszeinajzdrowsze,aobojemamynatyledużełóżka,
żemożemyzachowaćdystansmiędzysobą.
Nieodpowiadającnamojeretorycznepytanie,Leonwstałzkanapy
isięprzeciągnął.Spojrzałnamniedużobardziejtrzeźwymwzrokiem