Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Erika
–Szefciędosiebieprosi–powiedziałdomnieMarco,
ochroniarzwAgrypinie.
Szczerzepowiedziawszy,byłamtrochęprzerażona.
Głównodowodzącynigdydosiebieniewzywał–nikogo.
Odczasudoczasutylkokierowniktrułopierdołach
związanychzlepsząwydajnościąpracy.
Cotakiegozrobiłam,żebyznaleźćsięnadywaniku
uszefajużpodwóchtygodniachbyciabarmankąwjego
klubie?Modliłamsię,żebymnieniezwolnił,bowtedy
tojużchybaniemiałabymjakzapłacićzawszystkie
rachunki.Ledwowiązałamkonieczkońcem,aleprawda
byłataka,żelubiłamwydawaćpieniądze–ażzabardzo.
Szczególnienarozwójosobistyidrukowaniewłasnych
książek,którenamiętniepisałamwkażdejwolnejchwili.
–Pośpieszsię–syknąłdomnieochroniarz.
–Idę,idę–mruknęłam,próbującnatylezebraćsię
wsobie,żebyiśćprosto,bezdrżącychnóg,coniebyło
łatwezbardzoprostegopowodu.Japoprostu
instynktownieczułam,żecośjestnietak.Cholernienie
tak.
Ruszyłamwkierunkuzaplecza,gdziemieściłosię