Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
(wątpliwązresztą)cnotę,tojejojciecnabiłbymojągłowę
napal,zresztązbłogosławieństwemmoichrodziców.
–Chodźmyjuż–powiedziałem,podającblondynce
dłoń.
–Marcoczekawsamochodzie?–zapytałaJasmine,
mającnamyślifacetabędącegotegowieczorunaszym
szoferem,anacodzieńmoimochroniarzemiprawą
ręką.
–Tak.Oddłuższegoczasu–mruknąłem.
Szybkowyszliśmyprzedposiadłośćrodowąmojej
kobietyizajęliśmymiejscaztyłusportowego,czarnego
samochodu,któregozazdrościłomiwieleosób.
–Jedź–nakazałemMarcowi.
–PlanujeszpóźniejiśćjeszczedoAgrypiny?–upewniał
siękierowca.
–Owszem.Teraztymbardziejmuszęzatroszczyćsię
osprawyrodzinne…–odparłem,uśmiechającsięlekko.
***
Kolacjaprzebiegłazgodniezoczekiwaniami–najpierw
każdyzjadłdanie,któreprzyrządziłaGrace,gosposia
mojegoojca,awłaściwiecałejnaszejfamilii,bowciąż
mieszkałemwrodzinnejrezydencji.Posiłekjakzwyklebył
przepyszny–mięsodosłownierozpływałosięwustach.
Pomyślałam,żekiedytylkotowszystkobędzienależało
domnie,damtejkobieciesolidnąpodwyżkę.
Pokolacjiojciecwstałzkrzesła,wziąłdorękikieliszek
zczerwonymniczymkrewwinem,poczymobwieścił,
iżzbliżasięczaskońcajego„kadencji”,aja–tuż